Parę dni temu sięgnęłam po film z 1977 roku „Amar Akbar Anthony”. Już długo byłam w
posiadaniu tego filmu, ale ciągle odkładałam seans na później. Przyzwyczaiłam
się już do dobrych jakościowo obrazów, możliwości współczesnego kina, techniki.
I jakoś nie bardzo chciało mi się wracać do własnego dzieciństwa? Kiedyś oglądałam wszelkie czarno- białe
obrazy. Seans starego kina był ważniejszy niż zabawa z rówieśnikami. I nagle
jakoś tak się stało, że wybierając film patrzyłam też na datę. Wybierałam
nowości. Parę dni temu obejrzałam jakiś fragment filmu z lat 70 w hindi i
odkryłam, że w przeciwieństwie do współczesnych obrazów dużo lepiej rozumiem,
co mówią. Czyli tendencja do mamrotania ogarnęła cały świat. W ramach nauki
postanowiłam, więc sięgnąć do swoich zasobów starych filmów. I wybrałam właśnie
ten, dramat rodzinny i film akcji oraz niebywale cudowna komedia. Trzech braci,
rozdzielonych w dzieciństwie wychowują różni ludzie.Amar (Vinod Khanna) jest
hinduistą, Akbar (Rishi Kapoor ) - muzułmaninem i Amitabh Bachchan ( Anthony)
chrześcijaninem. Wszyscy się znają, ale nie wiedzą, że są braćmi. Oczywiście
każdy się zakochuje, więc mamy jeszcze trzy wątki miłosne. Film ma głębokie
przesłanie. Tak jak bracia odnajdą siebie i wspólnie „mogą nawet niemożliwe uczynić
możliwym” tak wszystkie wyznania w Indiach powinny wspólnie żyć w pokoju i
razem współtworzyć kraj.
Film jest pełen absurdów, jeden absurd goni drugi, ale im tego
więcej tym lepsza zabawa. W gmatwaninie wydarzeń czasem można się zgubić,
oglądałam film z rodzicami i były momenty, kiedy nie wiedzieli, kto jest czyim
ojcem, czyja narzeczona i kto kogo skrzywdził. Jednak mimo tego film ogromnie
się im podobał. Mnie również i przypuszczam, że niedługo znów go obejrzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz