Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 marca 2014

Dlaczego nic nie piszę















Byliśmy wszyscy mega chorzy, jak nigdy wszyscy. I miałam w domu w  związku z tym nauczanie, oraz przygotowania do kiermaszu szkolnego.

niedziela, 2 marca 2014

Gotowanie w Ganeshu

W zeszłym tygodniu wybrałam się na warsztaty kulinarne do indyjskiej restauracji Ganesh w Krakowie. 
Nie jestem blogerem kulinarnym, o gotowaniu mam pojęcie marne (tu protest mojej rodziny, oni uważają, że gotuję dobrze). No cóż w tej kwestii mamy odmienne zdania.
Uwielbiam kuchnię indyjska i bardzo chciałam zobaczyć proces robienia samosy, naanów. Poodkrywać kulinarne tajemnice, posłuchać języka, który kocham na żywo. No i spędzić trochę czasu w miejscu, które bardzo lubię za klimat, wystrój i nastrój.
Właściciel Ganesha jest przemiłym, sympatycznym i bardzo dowcipnym człowiekiem. Opowiedział o sobie, swoich zmaganiach w tworzeniu restauracji. A my tym czasem dzielnie próbowaliśmy lepić samosy, a potem naany. Każdy zjadł to, co sam przygotował.


Na sam koniec przybyła pani malująca piękne ozdoby na rękach, co wszystkie blogerki przyjęły z entuzjazmem.
 Okazało się, że dla wszystkich zetknięcie z odległą kulturą kulinarną było fascynujące.
Każdy z blogerów otrzymał również upominek, małe paczuszki z przyprawami, w sam raz na pierwsze próby domowe z indyjską kuchnią.
Polecam Ganesha, bo mają świetne jedzenie. Różnorodne. Ciekawe i pyszne. Najlepiej pójść tam dużą grupą, bo można wtedy wiele spróbować.
My zazwyczaj chodzimy z Ullą, zaledwie parę dni wcześniej byłyśmy tam na obiedzie, żeby na głodno nie oglądać „Smaku curry”. Ulla zamówiła naany czosnkowe i przystawkę z kurczaków- skrzydełka w mące grochowej (chicken lolly pop), ja baraninę w sosie śmietanowo orzechowym (mutton gosht) i również naany. Zupełnie nieświadome, że pękniemy jak dołożymy deser oczywiście musiałyśmy zamówić lody kulfi Ulla a ja gulab jamuny. No i w efekcie byłyśmy absolutnie, nieprzyzwoicie nażarte. Totalnie nie ciekła mi ślinka na widok cudowności jedzeniowych na ekranie.  Gdyby było nas więcej stanowczo byłoby lepiej.
A „Smak curry” okazał się świetnym filmem, chociaż bardziej zbliżonym do kinematografii europejskiej. Gotuje się tam dużo i możemy zobaczyć dużo jedzenia, ale nie jest to festiwal smaków jak w kinie południowym. To właściwie film o samotności. Liryczna opowieść. Doskonały popis aktorskich możliwości. Szkoda, że tak mało osób ma możliwość go obejrzeć.

W czasie gotowania pojawił się wśród blogerów problem ajwanu. Podpis pod nim głosił, że jest to polski lubczyk, co paru osobom nie bardzo się zgadzało. Próbowałam dojść do tego i faktycznie znalazłam informację, że często te przyprawy są mylone. Czym jest ajwan- odsyłam do bardziej fachowej osoby
http://www.ajurwedawkuchni.pl/ajwan/