Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 1 lipca 2013

mija czas....


Wszystko, co dobre się kiedyś kończy. Cudowne przedszkole, do którego chodził (z opcją chodzi jeszcze przez lipiec) miało zakończenie roku, na którym oficjalnie moje dziecię i paru jego kolegów zostało pożegnanych. Żegnaj czasie beztroski, radosna zabawo. Witaj szkoło.

Zmiana przedszkola okazała się strzałem w dziesiątkę, szkoda tylko, że to tylko jeden rok. Młody ma dużo nowych przyjaciół, załapał angielski i całkiem dobrze mu idzie, nauczył się świetnie grać w szachy, pływać, tańczyć, trzymać skrzypce i na nich nawet odrobinę grać. Poznał wiele nowych rzeczy.

Od września czeka nas znowu nowe. Nowe, którego panicznie się boję. Próbowałam wykonywać jakieś ruchy szukając prywatnej szkoły, ale czesne plus dojazdy, zajęcia dodatkowe stanowczo nas przerasta. Wybór padł, więc na wiejską szkołę, do której będzie chodził wraz z sąsiadką. Dodatkowo nadal będzie chodził do przedszkola na zajęcia a szachów, angielskiego i z grupą chłopców na basen do tego samego instruktora, który nauczył go pływać.

Obecnie usiłuję skompletować wyprawkę, mundurki (a tak- szkoła ma cały zestaw od podkoszulka, przez bluzę i kamizelkę, razem komplecik kosztuje 240 złotych), podręczniki, jeszcze tornister no i biurko do domu, żeby miał, przy czym odrabiać lekcje. Z tym biurkiem to mam mieszane odczucia, szczególnie jak widzę zdjęcia indyjskich dzieci odrabiających lekcje na nasypie kolejowym.

Próbuję też przy okazji wyprowadzić męża z choróbska, którym go najpewniej sama zaraziłam. Ogród zarasta chwastem i małymi dębami. Nic to, jakoś to będzie.

W wolnych chwilach uciekam do czytania książek i powtarzania hindi w nadziei, że od października znów będą lekcje.