Łączna liczba wyświetleń

sobota, 31 marca 2012

Kartonowo

W piątek firma dowiozła nam kartony- 45 sztuk. Już ledwo łaże po mieszkaniu, a kartony są złożone. Co będzie jak zacznę je składać i zapełniać? Chwilowo mam sny- koszmary związane z pakowaniem,układaniem.
I nadal nie skończyłam sprzątać. Dziś w pełnym zacinającym deszczu myłam kuchenne okno.
Szafki umyte, narazie wodą z octem i może im to wystarczy?
A to moje krokusy skąpane w deszczu
W związku z tym, że nie wiem jak będzie już dziś życzę Wam słonecznych Świąt, pełnych radości i wiary. I życzę Wam spełnienia marzeń.

niedziela, 25 marca 2012

Wielkie sprzątanie cdn.

Sprzątanie to taka durna praca, ile byś nie zrobił i tak trzeba to zrobić znów. Ptaszydła właśnie nasrały mi na świeżo umyte okna dachowe.Pył wyłazi z każdego kąta. Pokonaliśmy z R. okna do których powinniśmy mieć drabinę około 3 metrową, a my obskoczyliśmy drabiną majstra taką zwykłą 2 metrową.I są czyste.
Robimy i robimy a końca nie widać. Ale mamy krokusy. I już wiem, że to będzie mnie cieszyć najbardziej.Zamierzam nasadzić tymianek, szałwię i lawendę.I jeśli ktoś nas będzie odwiedzał to liczę na sadzonki, czegokolwiek, wszystko przyjmę.

wtorek, 20 marca 2012

wielkie sprzątanie

Zaczęło się- wielkie sprzątanie. w poniedziałek umyłam 4 okna do stanu idealnego, 3 do poprawki, umyłam też łazienkę mam nadzieję, że do stanu idealnego. Aczkolwiek może jeszcze coś wylezie. Okazało się jak zwykle, że chemia chemią, ale i tak z każdym brudem najlepiej radzi sobie "cud szmata".I dobrze, bo dzięki temu sprzątam tylko wodą z octem.
Po jednym dniu mam mega zakwasy.A zostało jeszcze duuuuużo, bardzo dużo.
W ogródku wylazły 4 krokusy- konusy.
Jutro dalej sprzątanie. Święta już spędzimy u siebie,ale zapewne nierozpakowani. Jeśli ktoś nas będzie chciał odwiedzić tylko z własnym żarciem. Jak nie zapomnę jutro aparatu wstawię jakieś zdjęcie.
Sprzątam i w wolnej chwili, kiedy nie gram w pędzące żółwie, nie robię pomidorowej, nie szukam dinozaura zagubionego i płaczącego próbuję się uczyć hindi,zajęcia w piątek a materiału dużo.
Ze smutkiem przyznaję nic nie czytam....Oprócz odszyfrowywania znaczków w dewanagarii ze zdaniami typu: gdzie jest najbliższy sklep, te buty są za ciasne,ile to kosztuje itp.
Wiosenne przesilenie.

czwartek, 15 marca 2012

pierwsze zdjęcie

Dopadłam mężowego kompa i znalazłam jedno z pierwszych zdjęć z budowy. Nie jest to co prawda zdjęcie z czarnej rozpaczy (tego nie mogę odnaleźć), tylko raczej już zdjęcie kiedy z desperacją zdecydowaliśmy się brnąć w to....Wstawiam dla pamięci.

wtorek, 13 marca 2012

tydzień domowej edukacji

Lucjan ma zapalenie oskrzeli, ja mam mega katar. I jakoś próbujemy funkcjonować, co więcej w przypływach sił pakujemy rzeczy.
Nie chcę się już nigdy więcej przeprowadzać!
Nie chcę kolekcjonować aniołów,obrazów, bibelotów itp. Zamierzam postawić na minimalizm.
Gdybym się jednak miała wyprowadzić jeszcze kiedyś, to z jedną walizką i do innego kraju.A teraz muszę spadać do kuchni, bo Lucjan znów jest głodny. Chyba przed chwilą z niej wyszłam?

piątek, 9 marca 2012

Ciężka noc

Wszystko zaczęło się zabawnie. Młody przytulony do mnie powiedział: mamo, pomyśl o czymś miłym, wyobraź sobie, że jesteś bardzo starym facetem z wąsami, masz jakieś 35 lat, mamo czy ludzie żyją tak długo?
Potem było już tylko gorzej, pobudki na ściąganie kataru (mam nadzieje, że sąsiedzi wybaczą mi włączony odkurzacz o 2 w nocy), potem przebieranie piżamki i wsłuchiwanie się w kaszel Młodego.W rezultacie zaspałam i udało mi się Młodego umówić na koniec pracy naszej pani doktor.I coś mi świta, że kolejny tydzień Młody spędzi w domu. A to grozi totalną katastrofą.
No nic pomyślę o czymś miłym, na przykład co zrobiłabym z kumulacją w lotto.
Byle do wiosny.....

czwartek, 8 marca 2012

W dzień kobiet

Wszystkim zaglądającym tu paniom życzę w dniu ich święta szacunku, miłości i zdrowia.
Zdrowia głównie, czego i sobie życzę z całego serca,bowiem Młodego bakcyle przelazły na mnie i on smarka i kaszle a mnie boli gardło i jestem słaba jak mucha (mucha owad).
Pakowanie leży odłogiem, myślenie też poszło sobie precz. Od wczoraj udało się nam jedynie umyć dinozaury oraz częściowo klocki lego, które teraz wylegują się na ręcznikach i schną.
Dziś z braku innych pomysłów popełniłam na obiad bliny gryczane. Zjadłam je sama. Reszta leży i czeka na wzgardzenie przez męża, syn już tego dokonał.
Mam wrażenie, że aby żywić zdrowo rodzinę należałoby ją wywieść do dziczy jakiejś. Inaczej nie da rady. Młody nie tknął blin bo: dziwnie się nazywa, nigdzie tego nie reklamują i diabli wiedzą co to jest, więc z góry wiadomo, że jest paskudne i blee.
A wczoraj zmusił tatę do zakupu danonków, mimo, że przekonywałam go, że nie tknie tego świństwa. No i po jednej łyżeczce miał odruch wymiotny, ale nadal jest przekonany, że on po prostu nie lubi filetowych danonków a inne są świetne.Obejrzał też jakąś reklamę parówek, na szczęście umknęła mu nazwa. Mogę oczywiście odciąć go od TV, tak jak jest odcięty od CN, ale co to zmieni? Nadal wszędzie będą go atakowały reklamy.A w tych na lekarstwo kaszy gryczanej, ryb, kaszy jaglanej i innych pyszności.
I na koniec ostatni smuteczek- nie dostałam się do projektu. Nie spełniam wymogów: nie mam ponad 50 lat, nie jestem niepełnosprawna, wykluczona i nie korzystam z opieki społecznej.I dziś nikt mnie nie przekona, że znajdę pracę. Mój dół sięgnął do Chin chyba. Pozbieram się pewno, bo w końcu co nas nie zabije to nas wzmocni.
ps. Lucjan po otwarciu kolejnego danonka przyznał mi rację: mamo miałaś rację ja tego nie lubię.
Na ukochanym forum koleżanka dodała link z okazji dnia kobiet. Postanowiłam to wkleić, bo bardzo poprawiła mi humor jedna mała scena....

wtorek, 6 marca 2012

cisza tu zapanuje

Ano wolę uprzedzić już dziś, bo potem może czasu zabraknąć. Zapanuje tu cisza absolutna i trudno mi nawet napisać ile to potrwa.
Dołączę do klubu nic nie czytających i nic nie oglądających. Będę natomiast książki odkurzać, pakować, odkładać, oddawać. Podobnie z filmami i tysiącem rzeczy, które zalegają w wynajętym mieszkaniu. Kurz będę warstwami zdzierać. Ten śliczny pobudowlany i ten z lenistwa mojego się lęgnący na szafach, szafeczkach i miejscach trudno dostępnych jak się ma 1,60 w kapeluszu.Na pierwszy ogień zadzwoniłam do firmy sprzatającej, żeby dowiedzieć się ile nie wydam z pieniędzy, których i tak nie mam.No i już mi lżej na duszy, w duszy mi gra, bo moja praca warta jakieś 3 tysiące złotych. No to rękawy zakasać i do roboty.
Wreszcie, nareszcie zamieszkam na swoim.I to moje przywita mnie krokusami, które puściły zielone łodyżki, lękliwie przebijając się między styropianem a innym materiałem budowlanym.
Na swoim będę miała kiedyś internet, ale trudno powiedzieć czy uda się tak od razu.
A kafejki internetowej w pobliżu nie ma. Są za to kury u sąsiadów,moje gęsi, kaczki i kury muszą poczekać na cud ogrodzenia, a ten nastąpi jak cud jakiś się wydarzy.
Nie marudzę, grunt, że Młody zapytany czy będzie tęsknił za mieszkaniem, które zna od urodzenia powiedział: nie będę, będę szczęśliwy wszędzie tam gdzie Ty będziesz.
Ja tęsknić będę.Nie moje ono, ale tu z Misią spędziłam najtrudniejsze chwile, chwile szczęśliwe,które udało się wyrwać chorobie, chwile gdzie mogłyśmy się wyspać leżąc obok siebie i gdzie mogłam trzymać jej łapkę nie przez szczeble łóżeczka szpitalnego. Tu oglądałam nocami filmy wsłuchując się w kopnięcia Młodego. Kawałek życia zostawiam. Nowe czeka, czas pożegnać stare. A ja się przyzwyczajam, nie lubię zmian. Nowe zazwyczaj po zakupie musi odleżeć w szafie, ja muszę je oswoić.
Trzymajcie kciuki. A ja postaram się skrobnąć coś z frontu walki, o ile moje plany mnie nie przerosną. Obecnie znów musiały ulec modyfikacji, bo Młody w domu, wiosenny katar skutecznie postawił na domową edukację.
Zdjęłam z szafy historię choroby Misi, 2 kilogramy papierów, które milion razy przeglądałam. Ostrożnie przełożyłam do pudełka.Nie wiem co z nią zrobić? Nie wyrzucę. Nie umiem już jej czytać, bo każde czytanie to nowe otwieranie ran.Odnalazłam przyznany Misi pesel.Dużo tego jeszcze przede mną.

czwartek, 1 marca 2012

z rozmów z Lu

- mamo jak dziadkowie pojadą będę się tobą opiekował. Podam Ci chusteczkę jak będziesz płakała, bo inaczej zrobisz rzekę w pokoju.
No i co mam dziecko współczujące?