Ano wolę uprzedzić już dziś, bo potem może czasu zabraknąć. Zapanuje tu cisza absolutna i trudno mi nawet napisać ile to potrwa.
Dołączę do klubu nic nie czytających i nic nie oglądających. Będę natomiast książki odkurzać, pakować, odkładać, oddawać. Podobnie z filmami i tysiącem rzeczy, które zalegają w wynajętym mieszkaniu. Kurz będę warstwami zdzierać. Ten śliczny pobudowlany i ten z lenistwa mojego się lęgnący na szafach, szafeczkach i miejscach trudno dostępnych jak się ma 1,60 w kapeluszu.Na pierwszy ogień zadzwoniłam do firmy sprzatającej, żeby dowiedzieć się ile nie wydam z pieniędzy, których i tak nie mam.No i już mi lżej na duszy, w duszy mi gra, bo moja praca warta jakieś 3 tysiące złotych. No to rękawy zakasać i do roboty.
Wreszcie, nareszcie zamieszkam na swoim.I to moje przywita mnie krokusami, które puściły zielone łodyżki, lękliwie przebijając się między styropianem a innym materiałem budowlanym.
Na swoim będę miała kiedyś internet, ale trudno powiedzieć czy uda się tak od razu.
A kafejki internetowej w pobliżu nie ma. Są za to kury u sąsiadów,moje gęsi, kaczki i kury muszą poczekać na cud ogrodzenia, a ten nastąpi jak cud jakiś się wydarzy.
Nie marudzę, grunt, że Młody zapytany czy będzie tęsknił za mieszkaniem, które zna od urodzenia powiedział: nie będę, będę szczęśliwy wszędzie tam gdzie Ty będziesz.
Ja tęsknić będę.Nie moje ono, ale tu z Misią spędziłam najtrudniejsze chwile, chwile szczęśliwe,które udało się wyrwać chorobie, chwile gdzie mogłyśmy się wyspać leżąc obok siebie i gdzie mogłam trzymać jej łapkę nie przez szczeble łóżeczka szpitalnego. Tu oglądałam nocami filmy wsłuchując się w kopnięcia Młodego. Kawałek życia zostawiam. Nowe czeka, czas pożegnać stare. A ja się przyzwyczajam, nie lubię zmian. Nowe zazwyczaj po zakupie musi odleżeć w szafie, ja muszę je oswoić.
Trzymajcie kciuki. A ja postaram się skrobnąć coś z frontu walki, o ile moje plany mnie nie przerosną. Obecnie znów musiały ulec modyfikacji, bo Młody w domu, wiosenny katar skutecznie postawił na domową edukację.
Zdjęłam z szafy historię choroby Misi, 2 kilogramy papierów, które milion razy przeglądałam. Ostrożnie przełożyłam do pudełka.Nie wiem co z nią zrobić? Nie wyrzucę. Nie umiem już jej czytać, bo każde czytanie to nowe otwieranie ran.Odnalazłam przyznany Misi pesel.Dużo tego jeszcze przede mną.
Przeprowadzka to zadyma na całego, ale na własne, szczególnie takie fajne własne, to sama przyjemność:) życzę cudów wielu, dobrej zabawy z urządzaniem się na nowym i, co najważniejsze w życiu, zdrowiaaaaaaaa:) I poproszę o zdjęcia:D
OdpowiedzUsuńKolorki zdjęcia będą jak już ogarnę cały syf pobudowlany, postaram się natomiast wstawić zdjęcie początków naszych zmagań, kiedy stałam na pustym polu i płakałam a w ziemi była wielka dziura wypełniona wodą.
OdpowiedzUsuń