Łączna liczba wyświetleń

sobota, 22 września 2012

wtorek, 11 września 2012

moje notki o filmach obejrzanych na przełomie sierpnia i września

Ostatnio zaczęłam robić krótkie notatki dotyczące filmów, które oglądam. Robię je głównie dla siebie, żeby móc sobie przypomnieć czy widziałam jakiś film, bo zaczynam mieć z tym problem.Nigdy nie pamiętałam tytułów, o autorach już nie wspomnę. Zmieniło się to znacznie od chwili kiedy interesuję się indyjskim kinem, ale przy ilości tytułów oglądanych w ciągu roku jednak łapię się na tym, że nie pamiętam wszystkich nazwisk, tytułów.Tym razem notkę wstawiam na bloga, bo wszystkie tytuły o których piszę są warte uwagi.Pominęłam filmy, które mnie zmęczyły, albo te o których dość szybko zapomniałam.
PARINEETA przypomniała mi Devdasa, szczególnie z powodu równie irytującego, bezwolnego, gnuśnego głównego bohatera- Shekhara. No cóż, w końcu oba filmy są adaptacją utworów literackich Saratchandry Chattopadhyaya. Saif zagrał wyśmienicie. Pokazał ogromną miłość bohatera, ale wzbudzał złość swoją uległością wobec ojca i rozmemłaniem. Szczególnie zapadła mi w pamięć scena fortepianowa- genialna. Ta mieszanka złości i miłości, zawodu. Chociaż przyznam, że bardziej sekundowałam Girishowi (Sanjay Dutt ), od pierwszej sceny z wymianą korków zaskarbił sobie moją sympatię.
 Piękne zdjęcia Kalkuty, ładna muzyka i prześliczna Vidya- jednym słowem warto ten film zobaczyć.
DEEWAAR- porządne męskie kino akcji. Pełne brutalnych scen i patosu. Garstka zapomnianych przez rząd i armię indyjskich żołnierzy od lat jest maltretowana w pakistańskim więzieniu. Major, którego gra A. Bachchan trzyma swoich żołnierzy przy życiu, nie zaprzestaje też prób ucieczki. W Indiach nikt nie wierzy, że oni żyją, nikt prócz rodzin. Syn majora po otrzymaniu listu z Pakistanu postanawia na własną rękę uwolnić ojca.
Big B- szlachetny, doskonały dowódca. Rola skrojona dla niego.
 KK Menon- sadystyczny oprawca, zimny, smutny, zgorzkniały i nieziemsko przystojny.
 Sanjay- kradnie wszystkim ten film. Jedyna wielowymiarowa postać, niby anty hero, ubrany na czarno, używa zbyt wiele kohlu, zbyt wiele alkoholu. Cwaniak, twierdzi, że za kasę zrobi wszystko. Jednak w głębi serca jest patriotą. Pełnokrwista postać, pełna życia, emocji.
 Akshaya Khanna- był dla mnie mało wiarygodny, (chociaż biorąc pod uwagę jego słowa na początku filmu: „być może jestem słaby, ale chcę pokonać swoje największe lęki” to jednak wiarygodny jest, bo miałam wrażenie przez cały film, że on się boi, trochę jak chłopiec, który założył się, że wejdzie do ciemnej piwnicy i honor mu nie pozwala nawiać).
 Film się dobrze ogląda, nie przepadam za taką tematyką, ale warto było się przełamać. Przełamywałam się zresztą ze względu na Dutta, bo robię sobie właśnie festiwal jego filmów. Jakoś tak do tej pory mi umykał, chociaż nie twierdzę, że go nie zauważałam w filmach. Były to jednak epizody, a teraz wybieram główne role, albo, chociaż znaczniejsze.
 INDYJSKIE FILMY Z MOTYWEM NIEULECZALNEJ CHOROBY.
„Aashayein”, „ KHNH”, „180”, „Chakram”, „Four friends”, „Dasvidanya” i „Oy!” ( bazuje na temacie z “Love story”).
Każdy z tych filmów podobał mi się bardzo, wzbudzał przemyślenia no i emocje. Podobieństwa w przedstawionych problemach:
 - bohater chce spełnić swoje marzenia, zaznać radości.
 - nie chce krzywdzić swoich bliskich- nie powiadamia ich o chorobie, ucieka przed nimi.
 - bliscy chcą mu jednak towarzyszyć
 - wizja hospicjum, jako pięknego miejsca, otoczenie ogrodów, zieleni, ładne, chociaż skromne wnętrza. Idealna opieka. Wspólne zrozumienie między pacjentami, mimo różnorodności, złości i prób radzenia sobie z własną chorobą.
 - bank marzeń.
 - właściwie w każdym z filmów radość niesie dawanie jej innym, chory również może kogoś wspierać. Próbuję sobie przypomnieć czy widziałam w innej kinematografii podobny obraz hospicjum i stwierdzam, że chyba jednak nie. Nasza kultura spycha usilnie śmierć do ciemnego kąta, to temat niewygodny. Hospicjum zawsze źle się kojarzy, przecież nawet, gdy stoimy przed koniecznością pomocy hospicyjnej bronimy się przed tym. Tymczasem ta wizja indyjska opieki hospicyjnej jest niesamowita. Jest to marzenie oczywiście, ale w marzeniach przecież można sięgać gwiazd.
 Kolejne filmy, które obejrzałam to komedie, ciepłe, miłe i bardzo sympatyczne. A przy okazji dydaktyczne. MUNNABHAI M.B.B.S. Murli- don, który zajmuje się wymuszeniami, okupami, jak przystało na indyjskiego syna ma tylko jedną słabość, a mianowicie miłość do rodziców i pragnienie, aby sprostać ich oczekiwaniom. Dlatego też w momencie, gdy otrzymuje telegram, że rodzice przyjeżdżają jego banda zamienia siedzibę przestępców w szpital. Murli oszukuje bowiem od lat swojego ojca, że jest lekarzem. W ten sposób chce uszczęśliwić rodziców, spełniając ich ogromne marzenie. Tym razem jednak sprawy się komplikują, prawda wychodzi na jaw a don za wszelką cenę pragnie się zrehabilitować.
W filmie jest dużo różnych wątków, miłosny, gangsterski, społeczny.
 Jest to film o miłości- zarówno rodziców do dzieci jak i dzieci do rodziców, ale też o miłości do drugiego człowieka, o tym, że tak niewiele potrzeba, aby ktoś czuł się doceniony. Czasem wystarczy magiczny uścisk, jedno słowo, aby komuś odmienić życie. Jest to też film o tym, że lekarz nie powinien traktować pacjenta jak obiekt, jednostkę chorobową, warto zauważyć w pacjencie- człowieka. Bezlitośnie pokazane są procedury wypełniania papierków, formularzy w szpitalach. Nie tylko w Indiach tak przecież jest. Wszystko to jednak oglądamy w lekko zanurzonej w oparach absurdu komedii. Sanjay z twarzą smutnego spaniela i sercem siostry miłosierdzia wraz ze swoim na czarno ubranym przyjacielem bandytą są zabawni, sympatyczni a kiedy trzeba odrobinę groźni. Bardzo dobrze się bawiłam i polecam każdemu te komedie. Warto jeszcze dodać, że w roli ojca Murliego wystąpił prawdziwy ojciec Sanjaya Dutta Sunil Dutt.
 LAGE RAHO MUNNABHAI To kolejna błyskotliwa komedia z przesłaniem Rajkumara Hiraniego , jest to sequel „ Munnabhai M.B.B.S.” chociaż jest to zupełnie odrębna opowieść i trudno mówić o kontynuacji wątku. Mamy znów dwóch przyjaciół gangsterów Munnę i Cirkuta. Pracują dla Lucky Singha. Munna jest zakochany w Jhanvi i codziennie rano nad brzegiem morza słucha audycji radiowej, żeby przeżywać, jak ukochana mówi: „good morning, Mumbai”. Pewnego dnia Munna staje przed szansą spotkania ukochanej, trzeba tylko wygrać radiowy konkurs o Gandhim. Oczywiście gangsterzy załatwiają to porywając profesorów historii. I znów sprawy się komplikują. Gangster, który przedstawił się prezenterce, jako profesor zostaje zaproszony do niej do domu gdzie ma wygłosić wykład o Gandhim. Wykład dla staruszków, których porzuciły ich własne dzieci. Jedynym sposobem, aby się nie skompromitować jest….. wizyta w bibliotece. Munna spędza 3 doby czytając książki, aż w końcu objawia mu się Gandhi. Będzie mu towarzyszył i pomagał pokojowo rozwiązywać problemy.
 Znów w zabawnych sytuacjach, śmiejąc się do łez poznajemy ideę pokojowego protestu, poznajemy Gandhiego, zostają też pokazane kwestie społeczne, jak problem dziewcząt uznanych za magliki, czyli źle urodzone. Takim dziewczynom trudno jest wyjść za mąż, bo istnieje przesąd, że mogę sprowadzić na swojego męża nieszczęście. Poznajemy też problem porzucanych rodziców: „wychowałem czterech synów w jednym pokoju. Dzisiaj mają cztery domy. Ale żadnego pokoju dla mnie”. W Indiach film wzbudził ogromne emocje, podobał się i pozostawił ślad. Nastąpił wzrost wypożyczeni i sprzedaży książek o Mahatmie, Nehru, a także Nelsonie Mandeli i Lincolnie. Sadzono drzewka w czynie społecznym. Zamiast jajek i pomidorów do protestów używano kwiatów. Więzień Laxman Tikaram Gole pod wpływem filmu przyznał się do winy, aby nie przedłużać procesu.
 Przyznam, że i ja sięgnęłam po książki o Gandhim, które czekały na półkach na wolny czas.
 Bardzo żałuję, że nikt w Polsce nie podjął próby wypuszczenia tych dwóch filmów na nasz rynek. Szczególnie, że wydano tyle marnych filmów, kierując się jakimś dziwnym wyborem.

czwartek, 6 września 2012

wpis po miesiącu- kronikarsko i raczej o niczym

Nie ma mnie. Nie istnieję. O czym mam pisać? Ludzie mają cel, maja pracę. Pracują, płacą podatki, są użyteczni, nawet, jeśli oddają całą pensję opiekunce to utrzymują jakiegoś emeryta w tym kraju, polityków i innych. Moja praca to ustawiczne ścieranie blatu, mycie podłogi, pranie, prasowanie i…może naleśniczka syneczku. No właśnie, prasowanie. Niedawno jeszcze nie istniało w moim słowniku. Nie prasuję, bo to nie ekologiczne. Już prasuję, bo skoro pracujący prasują to, dlaczego ja mam tego nie robić? Prasuję. Wtapiam się w otoczenie. Barwy nie zmieniam, bo NIE PRACUJĘ ZAWODOWO. Czyli nie robię nic. Pozostaję, więc bezbarwna. Taki wpis tkwił w wordzie od tygodnia. No i sobie jest. Mniej lub bardziej adekwatny do mojego nastroju. Ogarniam rzeczywistość po wakacyjną. Młody przyzwyczaja się do nowego przedszkola. Nie jest źle. Twierdzi, że oba przedszkola są w porządku. W każdym jest jakiś łobuz i w każdym są fajne dzieci. Na szczęście okazało się, że panie dają się lubić, jedzenie da się znieść, (chociaż doskwiera mu brak drugiego, czytaj trzeciego śniadania, bo przecież zawsze w domu zjada pierwsze). Czeka na zajęcia dodatkowe, w tym roku chce chodzić nadal na basen, dodatkowo na szachy i zastanawia się nad tańcem. Niestety pani od pianina skutecznie zabiła w nim chęć grania. Smutne. A ja czekam na decyzję czy w tym roku będzie hindi i bardzo się boję, że może się okazać, że nie będzie. Pozostaną mi wtedy lekcje domowe i internetowe. Jednak należę do osób, które potrzebują kursu, grupy do mobilizacji i systematyczności. Trudno będzie uczyć się tylko w domu.