Szkoła, szkoła, szkoła. Szczerze mówiąc z lękiem się budzę w
nocy. Sama nie mam dobrych wspomnień. I nie chodzi nawet o to czy lubiłam czy
nie lubiłam szkoły. Zwyczajnie była nijaka. Pamiętam zaledwie jedną
nauczycielkę. To mało, prawda? Beznadziejnie mało.
Mamy w okolicy dużo szkół. Już prawie wybrałam jedną.
Dzwoniłam tam parę tygodni temu, żeby dowiedzieć się czy w związku z
zameldowaniem krakowskim będziemy mieli problemy z przyjęciem do szkoły. I
dowiedziałam się, że nie i że zapisy będą w sierpniu. Tymczasem na drzwiach
szkoły wisi od dwóch dni kartka, że zapisy są od 1 marca do 30 marca. I co ja
mam myśleć? Ktoś usiłował ze mnie zrobić kretynkę? Mam te babę zwolnić z pracy?
Szkoła znów zaczęła jawić mi się, jako koszmar. Czy ja chcę, żeby moje dziecko
chodziło do szkoły, w której sekretarka kłamie? A może jest niepiśmienna? Może
nie rozróżnia sierpnia od marca?
Znów nic nie wiem, a czas płynie. Dowozić Młodego dzień w
dzień do szkoły w Krakowie? Posłać go do muzycznej? On nie chce.