Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 14 października 2012

Brak weny

Totalnie nie mam weny do słowa pisanego. I szczerze mówiąc nawet nie chce mi się zabrać za czytanie. Leży na półce trzecia część opowieści o Baśnioborze, na stoliku wala się Terzani „Nic nie zdarza się przypadkiem”, pod stolikiem czeka „Ginefobia w kulturze hinduskiej”, pokryła się kurzem.
Przeglądam net, wściekając się na notorycznie zawieszającego się explorera. I jedynie z dużą przyjemnością czytuję Lucjanowi każdego wieczoru Grzegorza Kasdepke. Stał się naszym domowym autorem, uwielbiamy jego książki i podejrzewam, że na targach zaopatrzymy się głównie w literaturę dla Lu.
Próbuję poznać mój własny ogród, chociaż żyje on głównie własnym życiem. Poznaję też dom w zmieniających się temperaturach. Jeszcze nie włączyłam kaloryferów dzielnie oszczędzając, od czasu do czasu palę w kominku. Przyszedł rachunek za prąd i jeszcze dychamy, nie jest źle. Mimo, że któregoś upalnego dnia byłam przekonana, że nadeszło klimakterium. Każda wizyta w toalecie na dole kończyła się zlewnymi potami. Było gorąco, na zewnątrz w słońcu ponad 40 stopni, zachodziło słońce a my od zachodu mamy okna wystawowe, więc siedząc w jadalni można się opalić na brązowo, ale co z tym kiblem? Znów poszłam umyć ręce, wracam mokra. Nic tylko klimakterium. I wtedy wrócił mój mąż i zdziwiony zapytał mnie, w jakim celu włączyłam grzejniki w ubikacji? Ja? Oczywiście sprawca zamieszania spokojnie bawił u sąsiadów, gdzie ma zaprzyjaźnioną rówieśniczkę. Teraz już pilnuję wszelakich kontaktów. Ostatnio przy wieczornym obchodzie stwierdziłam, że ktoś nam podłożył tykająca bombę w kuchni. To zegar w piekarniku, tylko czy przyjmą to w ramach gwarancji?
Nadal szukam pomysłu na własną działalność, bo na etat chyba szans nie mam. Dowiedziałam się, że do biblioteki publicznej to może ktoś mnie przyjmie, ale nie po moich studiach, bo skończyłam podobno bibliotekarstwo szkolne (na UP), bibliotekarstwo ogólne w modzie jest tylko to na UJ. No cóż, z modą zawsze było u mnie na bakier.
Zaczęliśmy już sezon chorobowy. Dziadek z grubej rury- usunęli mu woreczek żółciowy, Lucjan też poszedł na ostro, kończy drugi antybiotyk, pierwszy miał we wrześniu. Tym razem pokotem położył siebie i całą rodzinę. W domu brakuje nam jeszcze tylko mojej babci, ale ta chwilowo woli podziwiać Giewont ze swojego okna, chociaż odgraża się, że jak przyjdzie rachunek za prąd zgłosi chęć przeprowadzki do nas. A my planujemy też jeszcze jednego domownika, kota syberyjskiego. Musimy się tylko przekonać czy nasza astma i kot będą wzajemnie żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz