Łączna liczba wyświetleń
piątek, 6 lipca 2012
pędzący czas
Niby leniwie czas płynie w upale, ale chyba mój oszalał.Ciągle mi go brakuje.Usiłuję się uczyć, przeżyłam imprezę na 25 osób, moja lodówka mało nie pękła. Wszystko się udało z wyjątkiem wyglądu serników, ale te mają to do siebie, że jak nie muszą to są piękne, a ja powinny reprezentować się ładnie to pękają i jest ogólna klapa.
Obejrzałam chyba z 10 filmów, ostatnio wróciłam do bollywood ze względu na język i okazało się, że jednak dużo się przez ten rok nauczyłam.
W ogrodzie mam pare poziomek, tymianek, szczypiorek i miętę, na tarasie dumnie pręży się bazylia i pietruszka, róże kwitną, georginie dziś pokazały kwiatki,zielone badyle pomidorów rosną.Parę dni temu wsadziłam do ziemi nasiona kolendry prosto z Indii i widzę, że kiełkuje.A ja szykuję się na jesienne sadzenie.
Wczoraj odwiedziłam swoje stare miejsce zamieszania i ....nic mnie z nim nie łączy. Nie tęsknię, nie mam ciśnienia, czekałam na powrót do domu. Kocham moją wieś.
Jeszcze tylko chętnie załapałabym się na jakieś warsztaty pieczenia chleba w piecu chlebowym, ale jak się nie uda to cóż, trochę wypieków spalę, może w końcu się uda. Chwilowo ze względu na oszalałe temperatury nawet zupy mi się nie chce ugotować.
Ale zawsze można zrobić chłodnik.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz