Łączna liczba wyświetleń

środa, 18 lipca 2012

kronikarskie sprawozdanie

W poniedziałek nastąpił czas generalnego mycia podłóg, już nie było odwoływania i przekładania, tym bardziej, że mój optymizm życiowy, czyli mąż zapowiedział powrót z wojaży na wtorkowy wieczór. W pewnym momencie zapętliłam się logistycznie i musiałam zasiąść na tarasie na dłuższą chwilę potrzebną powierzchniom płaskim do wyschnięcia. Tylko, co robić jak leje jak z cebra? Oczywiście czytać. Złapałam z półki drugi tom „Baśnioboru”. Podłogi wyschły na pieprz, potem ogarnęłam resztę, zbagatelizowałam sprawę obiadu, w końcu podobno w przedszkolu Młody jeść dostaje. Budzik pozwolił mi odebrać syna na czas. Skończyłam czytać o 2 w nocy i gdybym tylko wiedziała, że jest jakaś księgarnia czynna o tej porze byłam gotowa wyruszyć po tom trzeci. Sama sobie zmyłam głowę, że nie kupiłam jeszcze trzeciego tomu. Jak go dopadnę znów zniknę na parę godzin z rzeczywistości. Uwielbiam takie książki. W tym tygodniu udało mi się również obejrzeć sporo filmów. Znów oczywiście tylko tollywood, ponieważ najlepiej oddaje mój nastrój i pozwala mi odpocząć. Oczywiście przez wzgląd na język na liście znalazły się dwa filmy w hindi. Niedzielę przeznaczyłam na rozrywki dla syna. Nie było jednak łatwo zdecydować się co robimy. Młodzian najchętniej spędziłby czas u sąsiadki. Odmówił kina, podobno już „nigdy” nie pójdzie do multipleksu, bo tam go wystraszyli. Fakt, byli z tatą na „Epoce lodowcowej 4” i przed filmem puszczono krótki filmik Simpsonów, którego Lu panicznie się wystraszył. Zrezygnował, więc z multipleksu i poszliśmy do kina Agrafka na śliczny film o książkach „ Sekret Eleonory”. Jakże inny od kina akcji, które zagościło też w filmach dla dzieci. Film z przesłaniem. Podobało się i mnie i Lucjanowi. Agrafka ma też dwie cudowne zalety oprócz świetnych filmów w repertuarze: cena biletu nie zwala z nóg i nie ma reklam. Po filmie spędziliśmy długą chwilę w kolejce po lody sycylijskie, chociaż jakoś nie czuję ich wyjątkowości. Lucjan postanowił też po raz kolejny zobaczyć proces produkcji karmelków. Jak zwykle wyszedł zachwycony. A dziś wrócił jego tata i okazuje się, że przez ostatni tydzień Młodzieniec się nudził, tata jest najlepszy do zabawy i mogę sobie zrobić wolne. A jutro to lepiej, żebym miała długo zajęcia, bo panowie są stęsknieni za sobą. No i dobrze, bo postanowiłam poeksperymentować i wreszcie zrobić samodzielnie dosę. Muszę też przygotować się do jesiennego pieczenia chleba. Nadal szukam warsztatów w małopolsce. Mamy namiary na Bieszczady, ale może uda się coś bliżej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz