Nie lubię siebie takiej, jaka teraz jestem, więc milczę. Zresztą coraz częściej przychodzi mi do głowy, że nie mam nic do powiedzenia. A gadać po próżnicy nie lubię.
Zbliżam się wielkimi krokami do urodzin. Fajny, szczęśliwy dzień, kiedy kolejny rok na liczniku powoduje, że moje szanse na rynku pracy maleją. Moja wizja pracy w szkolnej bibliotece przypominać zaczyna jesienny poranek nad Wisłą, kiedy g…..widać, bo mgła.
Pozostaje własna firma i nad tym chwilowo pochylam się z troską. To znaczy, myślę, notuję i skreślam kolejne pomysły. Wszystkie są z góry bzdurne, bo w głębi humanistyczne. Tkwi mi we łbie pozytywizm.
Nadal uczę się hindi, mamy świetną nauczycielkę, z pasją. Mądra, rozsądna dziewczyna, która uczy nas mówić, otwierać się na nowe, nieznane znaki pisane. Jest super.
Staram się nie oglądać telewizji, słucham radio, czasami czytam informacje w necie. Wszystkie budzą mój sprzeciw. Rośnie moja złość. Chciałabym jednak karmić zupełnie inne uczucia w sobie.
jednym słowem musimy się spotkać i coś wymyślić ! i już :)
OdpowiedzUsuńTo ja się dołączę. Moje pomysły może bzdurne nie są, ale pomysł jest jak fundament. Niezbędny, tylko, że nie da się w nim zamieszkać. Mam nadzieję, że kiedyś z uzbieranych cegiełek powstanie dom. Swoją drogą... żarówka też kiedyś wydawała się bzdurnym pomysłem...
UsuńKasiu, masz rodzinę, męża i wspaniałego, rezolutnego synka. Pomyśl, jak to jest kiedy jest się bez rodziny, przyjaciół a nawet bez możliwości wygadania się...
Złość to ciągle jakieś emocje, jakaś energia. Gorzej kiedy zostaje tylko pustka.
Skrobnij mi maila. Chętnie poczytam o "bzdurnych" pomysłach :)