Miesza się w
moim ja matka-kwoka z matką, która posiada siedem dni wolności (no prawie
wolności, bo mam jeszcze obowiązki wykarmienia teściowej).
Dziecko na
pierwszym w życiu obozie zimowym. Oczywiście wybrałam obóz absolutnie sprzeczny
z ideologią spoczywania na kanapie z laptopem na kolanach, grania, oglądania
czy czytania. 7 godzin dziennie na nartach, zero sprzętu elektronicznego,
wydają im telefony na tak krótko, że właściwie mają jedynie czas na telefon do
mamy i podłączenie go do ładowarki.
Miałam
obawy, toczyła się we mnie walka, wyrzucałam sobie, że nie spakowałam mu dodatkowych
dwóch swetrów, kurtki, jeszcze jednych butów zimowych, zapasu jedzenia.
„Mamo jest
super na tych nartach, nie mogę uwierzyć, że jest tak super” i wszystkie lęki
matczyne prysły. Mój upór, żeby to był właśnie ten obóz, z tymi instruktorami,
okazał się strzałem w dziesiątkę.
Jedyny błąd jaki
popełniłam to zakup gogli za jedyne 199 złotych, profesjonalnych, super-duper,
które pękły na łączeniu guma-okulary pierwszego dnia na stoku. W każdym razie
poziom mojego wkurzu osiągnął szczyt i mój mąż mnie owszem zawiezie do sklepu
po obozie celem reklamacji, ale powiedział, że poczeka w samochodzie.
Następnym
razem kupię mu gogle z biedry. I od dzisiaj bojkotuję wszelkie firmowe sklepy.
Niech zdechną z głodu!
No dobra,
trochę mi ulżyło. Napisałam tu, objechałam wytwórcę na FB (zapewne już mi zablokowali
konto), jeszcze ich opluję w realu i będzie w porządku.
Resetuję
się.
Miałam porządkować książki, prasować,
sprzątać. Wyprasowałam wszystko owszem, odkurzyłam i uporządkowałam tak zwany
rynek. W piątek szaleństwo umycia podłóg w całym domu, książek nie układam, bo
przecież szafek nie rozciągnę i tak muszą leżeć jak leżą, Indie musiały ustąpić
miejsca i tłoczą się dwiema warstwami na półkach z Koreą, Afganistanem i
Pakistanem. Między nimi trafi się jakiś egzemplarz rodem z Anglii, Ameryki
ewentualnie mroźniej Norwegii, a wszystko przetykane polską poezją.
A ja czytam,
uczę się, oglądam. Na szczęście mam ferie inaczej niż syn, dzięki temu mam
szansę nadrobić braki, uzupełnić notatki. A jak on wróci do szkoły, ja spokojnie
będę odpoczywać od lekcji.
Porządkuję
swoją głowę jednym słowem. I folder „ulubione” w laptopie, bo już przestałam go
ogarniać. Odkryłam nowe blogi książkowe, nowe księgarnie internetowe, lekcje
koreańskiego na jakimś indyjskim portalu. Czyli jest bardzo super.
Ale fajnie:)!
OdpowiedzUsuńale chociaż Luc miał śnieg, wypoczął i nauczył się jeździć na nartach :)
OdpowiedzUsuńmaciek aktualnie w Małym Cichym siedzi codziennie w domu bo wieje i pada :0
pozdrawiam z deszczowej stolicy
malgog