Łączna liczba wyświetleń

środa, 20 stycznia 2016

Zimowe ferie

Miesza się w moim ja matka-kwoka z matką, która posiada siedem dni wolności (no prawie wolności, bo mam jeszcze obowiązki wykarmienia teściowej).
Dziecko na pierwszym w życiu obozie zimowym. Oczywiście wybrałam obóz absolutnie sprzeczny z ideologią spoczywania na kanapie z laptopem na kolanach, grania, oglądania czy czytania. 7 godzin dziennie na nartach, zero sprzętu elektronicznego, wydają im telefony na tak krótko, że właściwie mają jedynie czas na telefon do mamy i podłączenie go do ładowarki.
Miałam obawy, toczyła się we mnie walka, wyrzucałam sobie, że nie spakowałam mu dodatkowych dwóch swetrów, kurtki, jeszcze jednych butów zimowych, zapasu jedzenia.
„Mamo jest super na tych nartach, nie mogę uwierzyć, że jest tak super” i wszystkie lęki matczyne prysły. Mój upór, żeby to był właśnie ten obóz, z tymi instruktorami, okazał się strzałem w dziesiątkę.
Jedyny błąd jaki popełniłam to zakup gogli za jedyne 199 złotych, profesjonalnych, super-duper, które pękły na łączeniu guma-okulary pierwszego dnia na stoku. W każdym razie poziom mojego wkurzu osiągnął szczyt i mój mąż mnie owszem zawiezie do sklepu po obozie celem reklamacji, ale powiedział, że poczeka w samochodzie.
Następnym razem kupię mu gogle z biedry. I od dzisiaj bojkotuję wszelkie firmowe sklepy. Niech zdechną z głodu!
No dobra, trochę mi ulżyło. Napisałam tu, objechałam wytwórcę na FB (zapewne już mi zablokowali konto), jeszcze ich opluję w realu i będzie w porządku.
Resetuję się.
 Miałam porządkować książki, prasować, sprzątać. Wyprasowałam wszystko owszem, odkurzyłam i uporządkowałam tak zwany rynek. W piątek szaleństwo umycia podłóg w całym domu, książek nie układam, bo przecież szafek nie rozciągnę i tak muszą leżeć jak leżą, Indie musiały ustąpić miejsca i tłoczą się dwiema warstwami na półkach z Koreą, Afganistanem i Pakistanem. Między nimi trafi się jakiś egzemplarz rodem z Anglii, Ameryki ewentualnie mroźniej Norwegii, a wszystko przetykane polską poezją.
A ja czytam, uczę się, oglądam. Na szczęście mam ferie inaczej niż syn, dzięki temu mam szansę nadrobić braki, uzupełnić notatki. A jak on wróci do szkoły, ja spokojnie będę odpoczywać od lekcji.
Porządkuję swoją głowę jednym słowem. I folder „ulubione” w laptopie, bo już przestałam go ogarniać. Odkryłam nowe blogi książkowe, nowe księgarnie internetowe, lekcje koreańskiego na jakimś indyjskim portalu. Czyli jest bardzo super.


2 komentarze:

  1. ale chociaż Luc miał śnieg, wypoczął i nauczył się jeździć na nartach :)
    maciek aktualnie w Małym Cichym siedzi codziennie w domu bo wieje i pada :0
    pozdrawiam z deszczowej stolicy
    malgog

    OdpowiedzUsuń