Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 września 2015

Wrócę...za jakieś 9 odcinków

No i będę starała się wszystko robić w miarę regularnie. Tylko długość wpisów będzie różna.
Tym razem w telegraficznym skrócie, bo oglądam...Tak wiem, mówiłam sobie samej po City Hunter, że będzie przerwa, że dość, że już koniec. No i zaczęłam "Personal Taste", zaczęłam i jak zwykle nie ma mnie, nie ma mnie jak tylko się da. 
Pozwolę sobie zacytować koleżankę przyjaciółki: "budzi się moja wewnętrzna nastolatka". Znikam więc dalej przeżywać, wzdychać, śmiać się i płakać. Wiem, wiem, że to serial, że może nie jest wysokich lotów, może powinnam raczej chodzić do opery, na koncerty muzyki klasycznej, raczyć się filmami festiwalowymi, o skomplikowanej fabule, psychologicznym zadęciu i w artystycznym ujęciu.Tylko ponieważ musiałam zrezygnować z wszelkich przyjemności jedzeniowych, ciasta drożdżowego ze śliwkami, tortu makowego, makaronu, białych chrupiących bułeczek, owoców w ilościach hurtowych, czekolady z orzechami, wina czerwonego, kawy rano, przed południem, popołudniu, w nocy, spienionego mleka to nie zamierzam się katować już w inny sposób. I dlatego oglądam. 
Jednak, żeby jak zwykle poznać kulturę kraju produkującego owe dramy, postanowiłam również sięgnąć po literaturę.
Mamy już w domu "Szkołę kotów" Kim Jin-kyung'a. Podobno to wschodni Harry Potter. Jeszcze nie zaczęliśmy czytać, bo Młody obecnie walczy na zmianę ze "Star wars" i lekturą "Puc, Bursztyn i goście". Znacznie lepiej radzi sobie z małym druczkiem w "Gwiezdnych wojnach", niż z dużym drukiem leciwej lektury. Koty muszą poczekać. Ja kończę mu czytać "Opowiadania" księdza Twardowskiego. Cudowne lekcje religii, znacznie ciekawsze i głębsze niż to co zapewnia podręcznik.
Aha, jeśli ktoś zamierza oglądać dramy, to ja nie biorę odpowiedzialności. Wystarczy, że moi rodzice często nie mogą ze mną rozmawiać na skypie, bo właśnie oglądają kolejny odcinek, a po nim kolejny i jeszcze kolejny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz