Łączna liczba wyświetleń

piątek, 18 września 2015

18 września

Jak już wiadomo, wpadłam w nałóg. I czuję się winna, ale szczęśliwa. Zazdroszczę ludziom, którzy mają możliwość obejrzenia dramy koreańskiej w dwa dni, bo to oznacza, że każdego dnia jakimś cudem znajdują po 10 godzin na oglądanie. U mnie tak różowo nie jest, oglądam zarywając noce, rano chodzę jak zombie, a myślami jestem w dalekim Seulu, z tyłu głowy słyszę koreańskie zwroty. Nie dość, że pokochałam dramy, to zafascynowało mnie brzmienie, rytm koreańskiego języka. Zachwycam się widokami, pięknymi wnętrzami, tym co jedzą, szybkimi samochodami i skośnookimi przystojniakami. Mam nadal problem z zapamiętaniem imion bohaterów, czasami nie rozumiem ze względu na różnice kulturowe, ale absolutnie nie przeszkadza mi to w odbiorze.
Jak nastolatka, z wypiekami na twarzy śledzę losy bohaterów, popłakuję, śmieję się i kibicuję głównym bohaterom.
Właśnie skończyłam oglądać „City Hunter” (Miejski Łowca), dramę z 2011 roku i szczerze mówiąc, żal mi, że już koniec. A działo się tam, oj działo. W latach 80  oddział 21 żołnierzy zginął w morzu wykonując tajną misję. Zostali zastrzeleni przez snajpera, w ramach czystki. Oczywiście jeden z żołnierzy przeżył, porywa dziecko zmarłego współtowarzysza i wychowuje go na mściciela. Po 28 latach do Seulu przybywa Lee Yoon Sung (gra go bardzo sympatyczny chłopak Lee Min Ho). Lee jest przystojny, sprawny jak pantera, ma niesamowitą wiedzę, jest hakerem komputerowym, specem od elektroniki. No i oczywiście zakochuje się w pięknej Kim Nana, która pracuje jako ochrona w Błękitnym Domu. Tylko, że jemu kochać nie wolno, nie wolno współczuć, przywiązywać się. Ma przeprowadzić krwawą zemstę. Jednak chłopak z natury swojej łagodny i współczujący zmienia zasady. Oczywiście akcja się komplikuje, jest sporo zawiłości rodzinnych. Nie ma czasu na nudę, a każdy odcinek kończy się tak, że nie patrząc na zegarek i konsekwencje ogląda się jeszcze jeden odcinek i jeszcze jeden. No i potem ranek jest ciężki.
Jeśli jednak ktoś ma ochotę, to wstawiam zwiastun po angielsku (osobiście wolę oglądać wersję koreańską z napisami).


A rok szkolny się zaczął, plan zajęć w tym roku się sypie, liczę na to, że jakoś się to wszystko ułoży, chociaż na dzień dzisiejszy lekko nie jest. Niby mało zadań, ale Młodzieniec ślęczy nad jednym zdaniem, bujając w obłokach i pstrykając długopisem. Każda próba sprowadzenia go na ziemię, kończy się wybuchem, że on szkoły nie lubi, lekcji nie lubi i ma prawo do wolnego czasu. Lekko nie jest. A będzie jeszcze trudniej, bo w tym roku Komunia Święta i lista zadań do wykonania wydłuża się w nieskończoność. Wygląda na to, że ceremonie ślubne w Indiach w porównaniu do naszych przygotowań to pestka.
I jeszcze muzyka z filmu. Ładna, prawda?
Nadal nie wiem, dlaczego tak często można zobaczyć głównego bohatera w butach ale bez skarpetek. Obojętnie jak jest ubrany, widywałam panów w pełnym garniturze, lakierkach, ale bez skarpetek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz