Mój niedoczas zwiększa się niestety w newralgicznych porach.
A takie są święta. Aby tradycji stało się zadość należy: posprzątać, ugotować
sto dań, upiec coś, kupić prezenty, oblecieć milion sklepów. Od zeszłego roku
mam też nową świecką tradycję, sprawdzian tuż przed świętami. Co powoduje, że
ani nic nie umiem, ani nie mam posprzątanej chaty, ani ogólnie nic nie wiem.
Aby się nie stresować więcej niż to konieczne, czytam
Lucjanowi książkę wieczorami. I świetnie się bawię, bo czytamy „Miecz lata” Ricka
Riordana, kolejna mitologia, tym razem nordycka. Dla mnie zupełna nowość,
okazuje się, że dla Młodego nie, bo on zna.
A tak zupełnie błądząc myślami między książkami a jedzeniem
podzielę się moim zakręceniem.
Mogę oglądać programy kulinarne, przeglądać książki
kucharskie i ani nie robię się głodna, ani nie pałam chęcią wypróbowania
przepisów. Jednak niech no przypadkiem natknę się na jakieś danie w powieści,
albo fabularnym filmie, łazi to danie za mną tak długo, aż nie skonsumuję,
zrobię oraz dowiem się miliona informacji na temat danej potrawy.
Tak miałam ze słynną upmą albo uppumą albo uppittu z filmu z Maheshem. On
jadł i ja musiałam. Teraz chodzi za mną ulubione danie Magnusa z „Miecza lata”
falafel. Mąż mnie pyta co chcę zjeść, odpowiadam falafel, ja pytam, czy nie
jadł na służbowej kolacji przypadkiem falafelu. No i mamy porobione, bo chyba
na jedno z wigilijnych lub świątecznych dań zrobię ten falafel.
Ot wpływy literatury i sztuki filmowej na kulinarne
doświadczenia.
O miałam długo pisać, tymczasem mój nauczyciel hindi wstawił
na fejsa filmik ze swoimi nowo narodzonymi córeczkami i gapię się na to już ze
20 minut. Żeby nie było ucząc się słówek, ale już na lekko zwolnionym tempie,
bo okazuje się, że świąteczne przygotowania zmogły moją grupę tak, że zostałam
samotna na polu językowej bitwy. Co oznacza sprawdzian w 2016, czyli mniej
obejrzanych dram w 2015. A jakąś zaczęłam parę tygodni temu i na 1 odcinku
poprzestałam, nie, wcale nie dlatego, że nudna. Raczej z obawy, że znów będę chodziła
mało przytomna.
Jak ludzie to robią, że mają czas, pełną lodówkę pysznych
rzeczy i lśniące mieszkania?
Z tym pytaniem nie radzę sobie od jakiś 25 lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz