no i ciut treści
Wyjeżdżaliśmy
z domu w czasie fali upałów. Zastanawiałam się czy warto brać prysznic, skoro
spocę się zanim zdążę sięgnąć po ręcznik po kąpieli. Było mi absolutnie
wszystko jedno, marzyłam tylko o tym, żeby w hotelu w Hiszpanii działała
klimatyzacja i była opcja ustawienia jej na 10 stopni.
Po przylocie
do Barcelony rezydent oświadczył, że na Costa Brava panuje fala upałów. Dziwne-
pomyślałam, bo odczułam znaczną ulgę. A jeszcze bardziej poprawiły mi nastrój
nadciągające chmury, które groźnie kłębiły się nad hotelem. I ta morska bryza!
Marzenie o klimie poszły w kąt, nie używaliśmy jej wcale. Spaliśmy kołysani
szumem fal.Wszelkie
opinie negatywne o hotelu, które odnalazłam w sieci okazały się pogłosem
pesymistów i nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Hotel nie był może pierwszej
świeżości i nosił liczne ślady działań „to nie moje, mogę trzasnąć, urwać,
zniszczyć”, ale był czysty, przestronny, z sympatyczną obsługą i bardzo dobrym,
niezdrowym, tuczącym, obrzydliwie bogatym w ofercie żarciem. Moja waga znacznie
wzrosła, dobrze, że ułożyłam ciuchy tak, że największe, luźne zostawiłam na
koniec pobytu. Selfie nie robiłam, bo przypominam raczej wieloryba. Bardzo
zadowolonego wieloryba.Mimo
absolutnego niedoczasu, pływaliśmy, zwiedziliśmy urocze miasteczko Tossa De Mar
i dwa razy wybraliśmy się na wycieczkę do Barcelony, zresztą z przygodami, bo
zepsuł się pociąg, którym podróżowaliśmy. W związku z tym musieliśmy nieco przeorganizować
plany i Barcelona nadal ma przed nami wiele tajemnic, czekających na odkrycie.Luc wreszcie
doświadczył, że warto uczyć się języków obcych. I zamarzył, żeby być „eurańczykiem”
czyli gościem zarabiającym kasę w euro.Nasze
osiągnięcia lingwistyczne zakończyły się na :” dos cervezas, una cola”.
A nasze
marzenia urosły i chcemy znów do Hiszpanii, tym razem jednak może Costa Del
Sol?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz