Patrzę na swojego bloga i wspominam choinkę. Już rozebrana,
chociaż żal. Takie jednak prawo żywej choinki, opada i czas ją wynieść na
kompost. Najchętniej zbędne kilogramy poświąteczne też wyniosłabym na kompost.
Jednak dla mnie bardziej świąteczny czas zaczął się po
świętach, kiedy mogłam wrócić do swoich przyzwyczajeń, filmów w nocy, książek o
dziwnych wolnych porach, notatkach z hindi w jadalni, podręcznikach rozłożonych
na blacie w kuchni.
Ponieważ tak się stało, że pisuję recenzje, to hurtem
zaczęłam też notować sobie luźne spostrzeżenia dotyczące tego, co przeczytałam
i obejrzałam. Przy okazji powinnam chyba zaznaczyć, że nikt mi za prowadzenie
bloga nie płaci, nikt mnie nie sponsoruje itp. Jakoś tak się ostatnio porobiło,
że podobno recenzje za kasę są złe, sponsorowane i ogólnie źle postrzegane. Na
blogi też zaczęto patrzeć podejrzliwie.
Styczeń upłynął mi na dwóch lekturach: Stulatek, który
wyskoczył przez okno i zniknął, Jonas Jonasson- świetna książka,
którą mogę szczerze polecić. Doskonała zabawa, niezwykła historia i zagmatwana
akcja. Czyta się wyśmienicie. Nie mogłam się oderwać i płakałam miejscami ze
śmiechu.
Tishani Doshi, Poszukiwacze szczęścia, świat
książki 2012. Książka pisarki z Madrasu, jej prozatorski debiut. Podobało mi
się, zauroczyło początkowo, zmęczyło w trakcie i odrobinę rozczarowało na
końcu. W sumie jest to wielopokoleniowa opowieść o zmaganiu się z życiem, o
poszukiwaniu jego sensu, czy właśnie o poszukiwaniu szczęścia. Czym jest to
szczęście, jak go szukać i jak zatrzymać, gdy już jest. Poetycka opowieść, zgrabna, ale czuję
niedosyt. Być może trafiłam na nią w niewłaściwym momencie, kiedy potrzebne mi
konkretne, dopowiedziane zakończenia.
Swoją drogą obie książki wydał Świat Książki. To jedno z
nielicznych wydawnictw, które ma tak szeroką ofertę. Właściwie można było wejść
do księgarni całą rodziną i każdy znalazłby coś dla siebie.
Byliśmy również z Lu w kinie. „Strażnicy marzeń” to
strzał w dziesiątkę. Po raz pierwszy żałowałam, że nie wybraliśmy seansu w 3D.
Przepiękne obrazy, pełna wyobraźni animacja. W filmie spotykamy: Mikołaja,
Wróżkę Zębuszkę, Piaskowego Dziadka, Zająca Wielkanocnego, Jacka Mroza. No i
mamy bad guya czyli Mrok. Mrok postanawia strachem zawładnąć światem dziecięcej
wyobraźni, zniszczyć pozostałych bohaterów wypierając ich z dziecięcej
wyobraźni. Strażnicy dziecięcych marzeń żyją tak długo jak długo dzieci wierzą
w ich istnienie. Oczywiście jednak dobro jak zwykle zwycięża. Mam tylko
odrobinę wątpliwości. Sądziłam, że dzieci wyrastają z wiary w Mikołaja, Zająca
itp. Nie podejrzewałam, że przestają wierzyć jedynie, dlatego, że Zając raz
nawalił i nie schował jajek na wielkanocną zabawę. Chociaż możliwe, że tak
teraz dzieci już mają. W dobie „mieć” być może tak jest. I tym bardziej
chłopczyk, który w filmie wierzy bezgranicznie urasta do rangi bohatera. I
pomaga zwalczyć Mrok. Nie wchodząc jednak zbyt w meandry treści bawiłam się
przednio podczas seansu. Mikołaj jest przaśny, ma wielgachne ręce całe w
tatuażach, ale jest ufny i dobry jak dziecko. Zając wielkanocny przypomina
raczej kangura, ma nawet australijski atrybut, czyli bumerang. Jest odrobinę
złośliwy, zgryźliwy, ale bardzo sympatyczny. Piaskowy Ludek nie mówi, ale jakże
wymowne są jego wyobrażenia. Wróżka Zębuszka ma całą armię maleńkich
koliberków, które pomagają jej uporać się z mleczakami ze wszystkich stron
świata. Mikołaj ma też śmiesznych pomocników, małe elfy i yeti. Główny bohater,
młody, gibki, w sam raz taki jak hero być powinien. Warto się wybrać na seans.
Nam się ogromnie podobało.
Samotnie polazłam na „Życie Pi”. Niestety w związku z
tym, że jedyne wolne chwile przypadają dla mnie przed południem, trafiłam na
wersję z dubbingiem. Dobry film, piękne obrazy, cudowny Irrfan Khan z jakimś
bezdusznym, okropnym głosem. I czar prysł jak bańka mydlana. Dobrze, że to
romans nie był to jakoś dałam radę. Swoją drogą byłam ciekawa jak uda się
opowiedzieć obrazami książkę pełną dywagacji o bogach, religii i wiary w życiu
człowieka. Udało się po części, jak zwykle książka ma swoje własne magiczne 3D,
którego nie zastąpią okulary, specjalne ekrany. Nie da się, bowiem zastąpić
ludzkiej myśli. Polecam film, szczerze mówiąc, jeśli ktoś nie zna głosu I.
Khana to może być i z dubbingiem, ja zwyczajnie nie mogłam tego znieść. Sądzę
jednak, że film niekoniecznie spodoba się dziesięciolatkom, a od takiego wieku
jest dozwolony. Młodzież, która siedziała koło mnie w kinie totalnie się
nudziła.
Taaaaa... dzięki Bogu już po świętach. Dobrze, że piszesz recenzje i dzielisz się tym co przeczytałaś i obejrzałaś. Na moją listę lektur ciągle nie ma to przełożenia, bo w trosce o nadbagaż ciągle kiełbasa wygrywa z książkami, ale zawsze gdzieś się to zakoduje...
OdpowiedzUsuńA co do blogów i recenzji wszelakich produktów sponsorowanych (a nie zawsze ujawnianych), to o ile jest to rzetelne i obiektywne, czemu nie. Ale jeśli to reklama badziewia, wciskana na siłę... To i tak szybko to wylezie.
Pisz Kasik więcej!