Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 17 stycznia 2013

Przeczytałam i obejrzałam


Patrzę na swojego bloga i wspominam choinkę. Już rozebrana, chociaż żal. Takie jednak prawo żywej choinki, opada i czas ją wynieść na kompost. Najchętniej zbędne kilogramy poświąteczne też wyniosłabym na kompost.

Jednak dla mnie bardziej świąteczny czas zaczął się po świętach, kiedy mogłam wrócić do swoich przyzwyczajeń, filmów w nocy, książek o dziwnych wolnych porach, notatkach z hindi w jadalni, podręcznikach rozłożonych na blacie w kuchni.

Ponieważ tak się stało, że pisuję recenzje, to hurtem zaczęłam też notować sobie luźne spostrzeżenia dotyczące tego, co przeczytałam i obejrzałam. Przy okazji powinnam chyba zaznaczyć, że nikt mi za prowadzenie bloga nie płaci, nikt mnie nie sponsoruje itp. Jakoś tak się ostatnio porobiło, że podobno recenzje za kasę są złe, sponsorowane i ogólnie źle postrzegane. Na blogi też zaczęto patrzeć podejrzliwie.

Styczeń upłynął mi na dwóch lekturach: Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął, Jonas Jonasson- świetna książka, którą mogę szczerze polecić. Doskonała zabawa, niezwykła historia i zagmatwana akcja. Czyta się wyśmienicie. Nie mogłam się oderwać i płakałam miejscami ze śmiechu.

Tishani Doshi, Poszukiwacze szczęścia, świat książki 2012. Książka pisarki z Madrasu, jej prozatorski debiut. Podobało mi się, zauroczyło początkowo, zmęczyło w trakcie i odrobinę rozczarowało na końcu. W sumie jest to wielopokoleniowa opowieść o zmaganiu się z życiem, o poszukiwaniu jego sensu, czy właśnie o poszukiwaniu szczęścia. Czym jest to szczęście, jak go szukać i jak zatrzymać, gdy już jest.  Poetycka opowieść, zgrabna, ale czuję niedosyt. Być może trafiłam na nią w niewłaściwym momencie, kiedy potrzebne mi konkretne, dopowiedziane zakończenia.

Swoją drogą obie książki wydał Świat Książki. To jedno z nielicznych wydawnictw, które ma tak szeroką ofertę. Właściwie można było wejść do księgarni całą rodziną i każdy znalazłby coś dla siebie.

Byliśmy również z Lu w kinie. „Strażnicy marzeń” to strzał w dziesiątkę. Po raz pierwszy żałowałam, że nie wybraliśmy seansu w 3D. Przepiękne obrazy, pełna wyobraźni animacja. W filmie spotykamy: Mikołaja, Wróżkę Zębuszkę, Piaskowego Dziadka, Zająca Wielkanocnego, Jacka Mroza. No i mamy bad guya czyli Mrok. Mrok postanawia strachem zawładnąć światem dziecięcej wyobraźni, zniszczyć pozostałych bohaterów wypierając ich z dziecięcej wyobraźni. Strażnicy dziecięcych marzeń żyją tak długo jak długo dzieci wierzą w ich istnienie. Oczywiście jednak dobro jak zwykle zwycięża. Mam tylko odrobinę wątpliwości. Sądziłam, że dzieci wyrastają z wiary w Mikołaja, Zająca itp. Nie podejrzewałam, że przestają wierzyć jedynie, dlatego, że Zając raz nawalił i nie schował jajek na wielkanocną zabawę. Chociaż możliwe, że tak teraz dzieci już mają. W dobie „mieć” być może tak jest. I tym bardziej chłopczyk, który w filmie wierzy bezgranicznie urasta do rangi bohatera. I pomaga zwalczyć Mrok. Nie wchodząc jednak zbyt w meandry treści bawiłam się przednio podczas seansu. Mikołaj jest przaśny, ma wielgachne ręce całe w tatuażach, ale jest ufny i dobry jak dziecko. Zając wielkanocny przypomina raczej kangura, ma nawet australijski atrybut, czyli bumerang. Jest odrobinę złośliwy, zgryźliwy, ale bardzo sympatyczny. Piaskowy Ludek nie mówi, ale jakże wymowne są jego wyobrażenia. Wróżka Zębuszka ma całą armię maleńkich koliberków, które pomagają jej uporać się z mleczakami ze wszystkich stron świata. Mikołaj ma też śmiesznych pomocników, małe elfy i yeti. Główny bohater, młody, gibki, w sam raz taki jak hero być powinien. Warto się wybrać na seans. Nam się ogromnie podobało.

Samotnie polazłam na „Życie Pi”. Niestety w związku z tym, że jedyne wolne chwile przypadają dla mnie przed południem, trafiłam na wersję z dubbingiem. Dobry film, piękne obrazy, cudowny Irrfan Khan z jakimś bezdusznym, okropnym głosem. I czar prysł jak bańka mydlana. Dobrze, że to romans nie był to jakoś dałam radę. Swoją drogą byłam ciekawa jak uda się opowiedzieć obrazami książkę pełną dywagacji o bogach, religii i wiary w życiu człowieka. Udało się po części, jak zwykle książka ma swoje własne magiczne 3D, którego nie zastąpią okulary, specjalne ekrany. Nie da się, bowiem zastąpić ludzkiej myśli. Polecam film, szczerze mówiąc, jeśli ktoś nie zna głosu I. Khana to może być i z dubbingiem, ja zwyczajnie nie mogłam tego znieść. Sądzę jednak, że film niekoniecznie spodoba się dziesięciolatkom, a od takiego wieku jest dozwolony. Młodzież, która siedziała koło mnie w kinie totalnie się nudziła.

 No właśnie wpis dodaję i uświadomiłam sobie, że podsumowań nie było, wniosków nie zrobiłam, nie ma bilansu poprzedniego roku. Zostawię to może na swoje urodziny, kolejne ...dzieste.

 

1 komentarz:

  1. Taaaaa... dzięki Bogu już po świętach. Dobrze, że piszesz recenzje i dzielisz się tym co przeczytałaś i obejrzałaś. Na moją listę lektur ciągle nie ma to przełożenia, bo w trosce o nadbagaż ciągle kiełbasa wygrywa z książkami, ale zawsze gdzieś się to zakoduje...
    A co do blogów i recenzji wszelakich produktów sponsorowanych (a nie zawsze ujawnianych), to o ile jest to rzetelne i obiektywne, czemu nie. Ale jeśli to reklama badziewia, wciskana na siłę... To i tak szybko to wylezie.
    Pisz Kasik więcej!

    OdpowiedzUsuń