Łączna liczba wyświetleń

sobota, 19 stycznia 2013

Obejrzałam w 2012


W 2012 obejrzałam jak zwykle całą masę filmów indyjskich. Jedne po parę razy, inne jedynie raz, były też takie, przy których wytrwałam 20 minut i odpuściłam. Totalnie zaniedbałam kino z innych stron świata, oczywiście z wyjątkiem kina dziecięcego. Tutaj jestem na bieżąco.

Zastanawiałam się nad podsumowaniem tego roku. Zmiany zaszły duże. Przeprowadzka do niby naszego domu (nasz to on będzie za 15 lat jak wszystko pójdzie dobrze), zmiana przedszkola dla Luca. Początek jakiś zawodowych ruchów, ale blado je znów widzę.

We mnie nic się nie zmieniło, oprócz paru zmarszczek, dodatkowych kilogramów, czasowej depresji i koszmarnej fryzury. I tu uwaga, zapisałam sobie ważne przykazanie: nie zmieniaj fryzjera swego jak masz dobrego. Kara, jaka mnie spotkała jest dotkliwa. Wyglądam oględnie mówiąc nie wyjściowo, co powoduje, że jeszcze bardziej nie chce mi się wyściubić nosa z domu.

Skupię się, więc na tym co widziałam w tym 2012 roku a co zostawiło mi miłe wrażenia, ciepło na sercu lub było zgodne z moimi przemyśleniami.
 

OMG- Oh My God- doskonały film, scenariusz napisał do niego Bhavesh Mandalia (wcześniej powstała sztuka teatralna tego autora: Kanjee Viruddha Kanjee”. Główny bohater Kanji (gra go Paresh Rawal) jest ateistą, ma własny sklep z figurkami bogów, akcesoriami do modlitw w Chor Bazaar w Mumbaju. Pewnego dnia podczas trzęsienia ziemi jego sklep ulega całkowitemu zniszczeniu. Okazuje się, że towarzystwo ubezpieczeniowe nie wypłaci odszkodowania, zakwalifikowano klęskę, jaka spotkała sklepikarza do kategorii „akt Boga’. Kanji postanawia oskarżyć, więc Boga o odszkodowanie. Udaje mu się znaleźć prawnika (Om Puri), który pomaga mu napisać pozew do przedstawicieli Boga na ziemi- czyli kapłanów, księży itp. W czasie procesu żona go opuszcza, bank zajmuje jego dom a na dodatek fundamentaliści usiłują go zabić. Z pomocą przychodzi mu młody człowiek Krishna (Akshay Kumar). Kanji prawie przegrywa proces, który toczy już nie tylko w swoim imieniu, bo w trakcie dochodzą do niego inni poszkodowani przez „los”. I znów Krishna podrzuca mu wszystkie ważne księgi: Biblię, Koran, Bhagavad Gitę. Dzięki nim udaje się sklepikarzowi znaleźć argumenty. Na sali sądowej jednak pada prawie martwy i sparaliżowany trafia do szpitala. W tym czasie duchowni uczynili z niego kolejnego Boga, wystawiają mu świątynie. Znów pojawia się Krishna, który jest tak naprawdę Bogiem i przywraca Kajiemu zdrowie, aby ten mógł zdemaskować duchownych.

Jak to z filmami, których akcja toczy się w sądzie bywa, jest przegadany, ale treść i teksty pasują do każdej rzeczywistości nie tylko do Indii. Religia, która stała się przedsiębiorstwem, pełna komercji, gadżetów (przypomniały mi się barometry z papieżem, Papież z bursztynem, długopis z Matką Boską). A gdzie w tym wszystkim człowiek? Czy Bóg na pewno oczekuje od nas uczestnictwa we wszelkich świętach, czy raczej chciałby abyśmy dostrzegali drugiego człowieka?

„English- Vinglish”- bardzo kobiecy, o kobiecych problemach. Niedoceniana gospodyni domowa Shasi (gra ją Sridevi, wraca tą rolą na rynek filmowy po 14 latach. Ona chyba była zamrożona przez te lata, bo nadal wygląda na młodziutką dziewczynę) doskonale gotuje, zajmuje się domem i sprzedaje swoje wyroby- najlepsze w Mumbaju laddoos. Ma niestety problem, który dyskredytuje ją w oczach męża i córki- nie zna angielskiego. Pewnego dnia przychodzi wiadomość od siostry z Nowego Yorku- Shasi ma przyjechać i pomóc w przygotowaniach do ślubu. Shasi jest przestraszona, w samolocie, na lotnisku a potem w NY spotykają ją przykrości. Postanawia coś z tym zrobić. W tajemnicy przed rodziną zapisuje się na kurs angielskiego. Chodzi na zajęcia razem z hiszpańską nianią, pakistańskim taksówkarzem, chińską fryzjerką, tamilskim inżynierem oprogramowania, Afrykańczykiem i francuskim szefem kuchni- Laurentem (Mehdi Nebbau). Okazuje się najzdolniejszą uczennicą, dodatkowo Laurent zaczyna ją adorować. A Shasi coraz pewniej się czuje. O tydzień wcześniej przyjeżdża z Indii rodzina Shasi. Początkowo pomaga jej uciekać z domu na zajęcia siostrzenica Radha, która już wcześniej odkryła, że jej ciocia nie spędza całego czasu tylko na ślubnych przygotowaniach. Zbliża się jednak coraz bardziej data ślubu i jednocześnie data egzaminu końcowego. Shasi zda go brawurowo w czasie przyjęcia weselnego. Uświadomi przy okazji wszystkim, że ich zachowanie wobec niej było niewłaściwe. A nam pokaże, że czasami warto zrobić coś dla siebie samej, aby inni nas dostrzegli.

Miałam duży dylemat czy indyjska gospodyni powinna zostać ze swoim mężem, który kochał jej jedzenie, ale nie traktował jej poważnie, czy też powinna uciec z przystojnym francuskim kucharzem. Walczyły we mnie obie opcje. Natomiast po pewnym czasie mogę powiedzieć, że zakończenie jest idealne. Inne być nie mogło.

Film jest ciepły, sympatyczny, bardzo dobrze się go ogląda. Można spędzić miły wieczór, który pozostawi wspomnienia, film nie ulatuje z pamięci następnego dnia.

Aiyyaa- film świetny, dla mnie strzał w dziesiątkę. Można rzec, że jest to feministyczny obraz, chociaż wolałabym powiedzieć, że kobiecy.

Meenakshi (Rani Mukerji)- młoda dziewczyna, pracuje jako bibliotekarka na uczelni. Ma zwariowaną rodzinkę: babcia ze złotymi zębami, niewidoma i na wózku, ojciec palący papierosy nawet podczas posiłków, matka z obsesją wydania córki za mąż, brat kochający jedynie psy. W pracy Meenakshi ma również zwariowaną koleżankę. Wszystko to powoduje, że nasza bohaterka najchętniej żyje w swoich snach i marzeniach. Pewnego dnia na uczelni poznaje Suryę (Prithviraj), młodego malarza. Zakochuje się w jego zapachu. I jak zakochana kobieta wędruje za jego zapachem, uczy się tamilskiego, aby powiedzieć mu, co czuje, zakrada się do jego domu i kradnie bluzę, w której Surya maluje. Zupełnie zatraca się w tym uczuciu, do tego stopnia, że zapomina o własnych zaręczynach. Genialna rola Rani, Prithviraj też świetnie wypadł w roli obiektu westchnień. Któraż kobieta nie snuła, chociaż raz podobnych marzeń. Uwielbiam ten film, wracam do niego, zachwycam się.

8 komentarzy:

  1. Kasiu, dobrego fryzjera sklonuj, bo ja trafiam do takich co nawet z podcięciem końcówek mają problem, na myśl o jakiejś wymyślej fryzurze czy farbowaniu skóra mi cierpnie.
    Ciekawa jestem tych "początków zawodowych ruchów".
    Przy okazji, czy możesz wyłączyć weryfikację obrazkową? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jak mi powiesz jak to wyłączę. Bo nie wiem o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też to ostatnio przerabiałam. No to jedziemy:
    Najpierw musisz wejść w ustawienia, potem komentarze i posty, a potem przy opcji włącz weryfikację obrazkową zaznaczasz nie i już :)
    A potem już ludzie nie muszą udowadniać, że nie są automatami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogłam wcześniej komentowac i widze, że się zmieniło.
    Przepraszam, że tutaj...Kasiu dziekuję za życzenia świąteczne

    malgog

    OdpowiedzUsuń
  5. malgog cieszę się, że dostałaś. Z naszą pocztą nigdy nic nie wiadomo.A z komentarzami to dzięki Mag-ik udało mi się dojść do ładu.

    OdpowiedzUsuń