Kończy się
miesiąc. Postanowiłam w tym roku przeczytać 52 książki. I konsekwentnie czytam.
Miesiąc
styczeń upłynął mi z pakistańskimi pisarzami. Pierwsza przeczytana książka to
„Wybuchowe mango” Mohammeda Hanifa. Hanif urodził się w Okarze w Pakistanie w
1965 roku, jest absolwentem prestiżowej Akademii Pakistańskich Sił
Powietrznych, zawodowym pilotem. W 1996 wyjechał do Londynu i został
dziennikarzem. „Wybuchowe mango” jest jego debiutem.
Pełna
czarnego humoru opowieść o kulisach politycznych przewrotów, opowieść o
wydarzeniach związanych z katastrofą lotniczą w której zginął generał Muhammad
Zia Ul-Hak. Co tak naprawdę się wydarzyło, dlaczego zginął generał? Nie jest to
jednak w żadnym razie próba rekonstrukcji wydarzeń. Raczej satyryczne
spojrzenie na samego generała, na Pakistan pod jego rządami. Pozostaniemy
właściwie w kręgu wojskowych, których autor bezlitośnie odziera z mitu
doskonałości.
To rewelacyjna, trzymająca w napięciu powieść.
Kolejny
pisarz, urodzony w USA w pierwszym pokoleniu pakistański Amerykanin. Autor
scenariuszy, Ayad Akhtar. Jego powieść „Amerykański derwisz” również jest
debiutem.
To historia
młodzieńczego gniewu, fascynacji piękną kobietą i Koranem. Hayat na kartach
powieści dojrzewa, usiłuje odnaleźć się we własnej kulturze, w świecie.
Poszukuje. Mamy możliwość znaleźć różne oblicza islamu. W dobie „jedynej,
słusznej prawdy medialnej o islamie” ta książka to wstęp do dyskusji,
przemyśleń i własnych poszukiwań.
Moshin
Hamid- „Jak ćma do płomienia”- historia Daru Shezada, jego romansu z żoną
najlepszego przyjaciela, narkotykowych wizji i powolnego upadku. Jak tytułowa
ćma, bohater krąży wokół zbliżającego się płomienia- katastrofy. Przedziwna
opowieść. Hamid stosuje niezmiernie ciekawą narrację. Wciąga absolutnie czytelnika
w świat swojej wizji.
Nadeem
Aslam- „Mapy dla zagubionych kochanków” to opowieść, która albo znudzi, albo
zafascynuje. Poetycka, barwna, pełna różnych punktów widzenia. Zjawiskowa
książka. Opowiada o pewnym małym miasteczku w Anglii, o dzielnicy pakistańskich
emigrantów, gdzie dochodzi do zaginięcia pary kochanków. Czy zostali
zamordowani w imię honoru? Jaki jest islam? Co siedzi w głowach mężczyzn,
kobiet z tej dzielnicy. Gdzie prowadzi plotka? Pełna metafor, bajecznie barwna
opowieść, nie toczy się, ale snuje. Mnie zachwyciła, ale też przyznaję odrobinę
zmęczyła. Powodem było jednak przesycenie problemami islamu, emigrantów. Zbyt
duża dawka mocnych książek jak na jeden miesiąc. Tym razem będę dbała o
różnorodność tematyczną, chociaż podejrzewam, że 2015 pozostanie rokiem
związanym z Azją, przynajmniej jeśli chodzi o moje własne lektury.
Młodzieńcowi
skończyłam czytać kolejną część „Młodego samuraja”- „Krąg wiatru”- tym razem
bardzo krwawa opowieść o piratach z morza Seto. Jack Fletcher jest niezwykłym,
cudownym młodzieńcem, który zawsze wychodzi cało z opresji. Szlachetny, dobry,
musi i chce walczyć ze złem. Nieco naiwna opowieść, ale dość barwnie oddaje
zwyczaje japońskie, pozwala Młodemu wczuć się w losy bohatera.
Lucjan
zakończył ostatnią książkę Nesbo „Doktor Proktor i napad na bank”. Smutno było
się rozstać z Bulkiem. Czekamy na kolejne części, mamy nadzieję, że powstaną.
Przeczytał
również swój pierwszy komiks- „Złodziej
Pioruna”. Miał okazję porównać komiks do wcześniej poznanej książki i filmu.
Jednym słowem
Lucek zgodnie z postanowieniem - 12 książek w 2015, ma już za sobą dwie
lektury, zaczął czytać trzecią. I nie są to wcale lektury szkolne.
Nadal nie
obejrzałam nic bengalskiego.
Porwałam się
natomiast na oglądanie bez napisów filmu hindi. Po paru dniach jak już udało mi
się tego dokonać (2,5 godziny filmu w 20 godzin) okazało się, że w sieci są
napisy. Porównałam i stwierdziłam, że źle nie jest. Ale dobrze też nie. Zbyt dużo
czasu musiałam poświęcić.