Ja nie wiem
jak to jest, że czas pędzi jak szalony. Od poniedziałku marzę o sobocie, a tu
znów poniedziałek.
Firma taksówkowa odwieź- przywieź-poczekaj na dziecko działa
cały tydzień, bez zwolnień lekarskich, punktualnie i rewelacyjnie.
Firma ma na
szczęście wielką torbę do której mieści wszelakie notatki z hindi, więc uczy
się w każdej wolnej chwili i niezależnie od warunków lokalowych. W domu bywając
gościnnie firma usiłuje uczynić wiosenne porządki, ciągle jednak ginie pod
bieżącym bałaganem.
Założenia
były proste, po jednej szafce, półeczce dziennie i powinno się do świąt zrobić.
No jakoś nie wygląda to tak różowo. Głównie z powodu problemów z kolanem, które
odmawia wszelkich prac na kucająco.
A tu
dodatkowo dotarła informacja, że czas na szkolny kiermasz. Firma zwlekła więc
materiały plastyczne, które zostały z masowej produkcji w 2014, otwierając
sezon „pisanki 2015”.
Dodatkowo w
durnej głowie złaknionej szczęścia, powstał pomysł na stworzenie 1000 żurawi orgiami,
żeby ten tysięczny przyniósł szczęście.
Młodzieniec
podjął temat i tworzy. Mnie opadły skrzydła po informacji od moich rodzicieli,
że żuraw powinien ciągnięty za ogon ruszać skrzydłami. Nasze nie ruszają. Mąż
wyprodukował dla mnie dwa żurawie ruszające skrzydłami, ale przy okazji
zniszczył parę kartek papieru i nie zostawił instrukcji krok po kroku. A bez
jego cierpliwości to ja tych ruszających nawet nie tykam. Tym razem okazało
się, że przerosła mnie nawet instrukcja z ukochanego bloga i mój pierwszy żuraw
przypominał krokodyla.
Kolejny
problem to co zrobimy z tymi 999 żurawiami? Nie wiem.
A tak oto
wyglądają nasze prace:
Ostanie zdjęcie jest dziełem natury, która uporczywie informuje, że wiosna czeka za drzwiami.