Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 2 lutego 2017

Ferie, plany, już po feriach?

Gdy dzieci na wakacjach to jesteśmy niebezpieczni” czy jakoś tak, leciał ten szlagier. W każdym razie marząc o początku ferii zimowych w prawie absolutnej ciszy w domu, snułam plany. Sprzątanie, uzupełnianie notatek, czytanie, nauka. Dużo czasu.
Błąd. Tuż przed feriami walczyłam jak lwica, żeby dziecię wydobyć z początków grypy.
Udało się. Z lekkim katarem ale dużym uśmiechem odjechał w sobotę na swoją kolejną narciarską przygodę. Ja odrobinę zmarzłam, czekając aż autokar odjedzie, no może nawet trochę bardziej niż zmarzłam.
Pogrzałam się ciut w domu pod kołdrą, potem wstąpił we mnie duch walki z domowym kurzem. Udało mi się ogarnąć ¼ domu. W niedzielę z prac absolutnie koniecznych rozebraliśmy choinkę, ponieważ przelotem dopisał w domu mąż. Już popołudniu w niedzielę odczuwałam dziwne bóle mięśni, ale wzięłam to na karb porządków.
Poniedziałek przyniósł grypę w pełnej krasie, z gorączką, bólem każdej kości. Zwleczenie się z łóżka po herbatę było problem. I tym oto sposobem dogorywałam w łóżku w sumie 4 dni. Wstając w celach absolutnie niezbędnych, czyli aby nakarmić teściową.
Nie mogłam nawet czytać, bo trzymanie książki mnie męczyło. Nie miałam siły wstać po dysk, żeby coś pooglądać. Na szczęście, nieszczęście na laptopie miałam starą, bo z 2009 roku dramę kryminalno-sensacyjną „Iris”. Wsiąkłam zupełnie, oglądając ją z lekkim amokiem gorączki, musiałam obejrzeć prawie jednym tchem.
I chyba wiem czemu kocham dramy. Za nadzieję. Jak sobie tak patrzyłam na głównego bohatera, który ranny w brzuch pokonuje kilometry biegnąc, skacząc, spadając, w końcu zasypia w jakimś brudnym magazynie i budzi się z nowymi siłami, gotowy stawić czoła oddziałom wrogich komandosów, to we mnie budziła się nadzieja. Jutro będzie lepiej, obudzę się i będę miała siłę unieść kubek z herbatą.
I ta cudowna rzecz, która nie często bywa w życiu. Tu zagrożenie nuklearne, walka z niebezpieczną, ogromną organizacją, wyścig z czasem, a tu czas, żeby przytulić ukochaną, zawiesić się z troską nad jej złymi wspomnieniami. I pomyśleć, że twój własny mąż nie może się tak nad tobą zawiesić, bo ma…radę wydziału, egzaminy?  Mój romantyzm nastolatki skłania się absolutnie w stronę wzdychań i łez między kolejnymi mordobiciami.

W ten oto przyjemny sposób przechorowałam grypę i chyba ją nawet pokonałam. A jutro, jutro piątek. Coś muszę zrobić. Ale co? Ciii, nie budźmy licha. W każdym razie w sobotę wszystko się odmieni. Wróci Lu, ja będę o rok starsza. Ale moje emocje przez ten tydzień odmłodniały o jakieś 25 lat.