Łączna liczba wyświetleń

sobota, 22 lutego 2014

A tu już luty

Można powiedzieć, że wiele się u nas dzieje. Chociaż sama mam wrażenie, że stagnacja i codzienność mnie zabije.
Od ostatniego tygodnia stycznia zaczęliśmy rehabilitację pulmonologiczną w Wieliczce. Zjeżdżaliśmy na 6 godzin do komory solnej i tam mieliśmy zajęć w nadmiarze. Co nie oznacza, że zabrakło nam czasu na czytanie. Może jedynie nieco zwolniliśmy. Było nam cudownie, ale trochę rozregulowaliśmy zegary biologiczne. Młodzian posypiał w drodze powrotnej i w pełni zregenerowany hasał do 24 albo nawet dłużej. Ja niestety nie miałam możliwości spać prowadząc samochód, więc nieco mniej czuję się wypoczęta.
Wracamy do rzeczywistości. Próbuję ogarnąć nieogarnięte, ale co czegoś się dotknę to widzę nowe do posprzątania, wyprasowania, umycia, wygładzenia itp., itd.
Skończyliśmy z Lucjanem czytać druga część Olimpijskich Herosów, czyli „Syn Neptuna”. Ja przeczytałam kryminał Roberta Galbraitha (pseudonim J.K. Rowling) „ Wołanie kukułki”. Podobnie jak przed laty polubiłam Harrego Pottera tym razem detektyw Strike również stał się moim literackim ulubieńcem. Powieść czyta się rewelacyjnie. Już dawno nie czytałam kryminału, jakoś zawsze szkoda mi czasu, ale tym razem uczyniłam wyjątek właśnie dla Rowling. I nie żałuję. Lektura w sam raz na ferie.
Wracam jednak do mojej potężnej cegły, czyli „Biografii raka’, fascynującej lektury.
Zagłębiłam się też w tematykę kulinarną i oglądam programy o gotowaniu w hindi.

Zaczynam się też poważnie zastanawiać czy nie powinnam wybrać się z Młodym do poradni, żeby sprawdzić czy aby nie przekazałam mu w genach dysleksji. Nadal, co jakiś czas pisze liczby w lustrzanym odbiciu, myli przy czytaniu b z d, p z b itp. No i pisze okropnie. Nawet przepisując tekst z książki robi błędy. Wydziwiam? Przesadzam? Czy zaniedbałam?
Miliony dziwnych zajęć spowodowało, że zupełnie zapomniałam o planowanej notce urodzinowej o 43 książkach ważnych w moim życiu. No cóż, zabrałam się za to powoli i może pojawi się taki post na moje 44 urodziny.
A już bardzo niedługo wpis o krakowskim Ganeshu. Ale to jeszcze niespodzianka.