Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 28 maja 2012

maj w ogrodzie

Zupa z błota
Moja lawenda.
maki i jej nieprzyjaciel mszyce
Nasza choinka
Prezent od sąsiadów na parapetówkę, śliczny, chwilowo cieszę nim oko gotując
chwasty czy łąka ?- częściowo nasza, częściowo sąsiadów

czwartek, 17 maja 2012

Jestem w kropce

Cisza na blogu tym razem oznacza burzę w moim życiu. Rodzinnie i domowo wszystko jest w porządku, oprócz niedomagań zdrowotnych Lu: od kaszlu alergicznego przez ból brzucha po zapalenie ucha. Trudno mi opisać tu co się wydarzyło, generalnie pełen matriks, scenariusz na odjechany film. Tylko nie mogę nic napisać. Ktoś bardzo zawiódł moje zaufanie, nie chcę temu komuś wykopać dołka powinnam więc sprawę przemilczeć. I tak zaangażowanych w sytuację było sporo znajomych i chyba cała wieś. W każdym razie otrząsam się. Próbuję wrócić do normalności. Tylko kto ukradł wiosnę?

niedziela, 6 maja 2012

Wielka miłość

Młody się zakochał w sąsiadce. Przebywa większość dnia u niej, albo są u nas. Ciągle mówi o niej i jak nie są razem- czeka. Każdy dzwonek do drzwi go uskrzydla. Stroi się, przebiera w czyste ciuchy, kąpie. Jak przyjaciółka wybywa- smutny, smętny, łazi po domu i wścieka się. A nasz dom, a właściwie ogród odwiedzają: sarny, jeże, ptaki różniste od bażantów, bocianów przez kaczki, nocą rechocą żaby, koty przemykają bokami, zające zagnieździły się koło kompostownika. Cisza, spokój i właściwie nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Uczę się uczyć w ciszy która tu panuje, ciszy, która czasami mnie przerasta.

wtorek, 1 maja 2012

kołomyja

Oddaliśmy mieszkanie, które wynajmowaliśmy od 2004 roku. Przez ostatnie dni doprowadzałam je do stanu błysku. A wcale nie jest łatwo zrobić lifting mieszkania z wielkiej płyty, szczególnie jak nagle zaskakują Cię upały. Jeszcze nie zdążyłam schować zimowych kurtek, a z kozaków wskoczyłam prosto do crocsów. I szlak mnie trafiał, że nie sadzę w ogrodzie tylko sprzątam. No to sąsiadka podrzuciła mi 10 wiejskich jajek a na dokładkę georginie i kany do posadzenia.Nasmażyłam górę naleśników i posadziłam roślinki a na koniec zastanawiałam się kiedy wyzionę ducha. Dziś jak wróciliśmy z ostatniego szlifu mieszkanka ledwo wlazłam do domu, dzwonek- przyszła koleżanka Lucjana, za nią kolega i tak dom rozbrzmiał dziecięcymi odgłosami. Potem poszli wszyscy na rowery, Młody zaliczył glebę (miejskie drużki znacznie się różnią od jeżdzenia po trawie i glinie), bandaże, woda utleniona, nowa lista zakupów do apteki- hurtowni i jak myślałam, że padnę od upału sąsiadka zabrała zgrupowanie dziecięce do swojej piaskownicy, wraz z Młodym oczywiście. Spokojnie mogłam się odświeżyć, odsapnąć i załapałam się jeszcze na kawałek cudnego ciasta z malinami jak odbierałam dziecię. Czyli jednak kocham życie na wsi, uwielbiam moich sąsiadów i dzieciaki, które oprócz soku, wody i żarcia nie chcą wcale żebym wymyślała im zabawy, cudownie bawią się w swoim gronie. Koniec dnia jest też ostatecznym końcem pewnego etapu. Klucze oddane (jeden komplet, bo jutro R. musi poprawić koloryt rury i parapetu), ale chociaż myślałam, że będzie mi żal i jeszcze miesiąc temu gdybym wygrała w totka kupiłabym to mieszkanie przepłacając nawet 200%, teraz już nie mam ochoty tam wracać. Zdjęliśmy zdjęcia Misi ze ścian i jest z nami, jak zawsze, wszędzie tam gdzie jesteśmy. Wracając z Krakowa Lu raczył nas opowieściami co widzi na drodze. - Mamo widzę kota, który wygląda jak krowa, jest biało- czarny, ma łaty, gdybym miał takiego kota, to mielibyśmy swoje mleko. R. się zbuntował, nie będzie doił kota. Jutro jadę na targ, oglądać wiklinę, kupić lawendę i zacząć wreszcie mieszkać na całego w swoim domu. A po długim wolnym kiedy nic nie można załatwić czeka mnie sporo spraw. Głównie załatwienie skierowań do pulmunologa dla całej rodziny, bo wiosna w rozkwicie zaowocowała nasiloną alergią. I dziś po pobycie w mieście jest gorzej niż wczoraj kiedy Młodzian był tylko na naszej wsi.