Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 27 lutego 2012

słucham i zamierzam oglądać

Ponieważ jakoś mi nijak, czekam na informację czy dostałam się do projektu unijnego i mam szanse na staż, smętnie mi i depresyjnie z tego czekania, zapadam się więc w głąb i uciekam.
Oglądam. Całą masę fajnych filmów. A ten czeka na dziś lub jutro wieczór.

sobota, 25 lutego 2012

o przeczytanych książkach

Skończyłam kolejny stosik książkowy.
Paweł Skawiński, Gdy nie nadejdzie jutro- to opowieść reporterska o Indiach, Nepalu. Autor spędził sporo czasu w Indiach pracując, obserwując a przede wszystkim rozmawiając i próbując zrozumieć. Opowiada nam o biedzie, niepokojach społecznych, organizacjach pozarządowych, walce o inne jutro. Świetna książka, przemyślana, dopracowana, polecam. To jedna z najbardziej obiektywnych prób ukazania Indii, jakie udało mi się do tej pory przeczytać.
Anne B. Ragde, Na zielone pastwiska- trzecia część sagi. Torunn walczy o utrzymanie rodzinnego gospodarstwa, Margido rozbudowuje swój zakład pogrzebowy, a Erlend z niepokojem oczekuje narodzin dzieci. Jak zwykle można się zapaść w opowieść i zapomnieć o otaczającym świecie. Polubiłam Margido, Erlenda też, najmniej lubię Torunn i jakoś trudniej mi się z tego powodu czytało ostatni tom. Nie lubiłam jej od pierwszego spotkania i tym razem ostatecznie utwierdziłam się w przekonaniu, że mi nie pasuje. Erlend jest cudny, kochany i bardzo, bardzo barwny. Margida cenię za pełen profesjonalizm. Książki odkładam na półkę, może kiedyś jeszcze je przeczytam, sprawdzę za parę lat czy da się do nich wrócić.
Jak Karon, Powrót do Holly Springs. Wydawnictwo Zysk i S-ka zrobiło mi prawdziwą niespodziankę. Uwielbiam ojca Tima. Tym razem Tim Kavavagh wyrusza w podróż do przeszłości, to swoista terapia lęków i bólu z lat dziecinnych i młodzieńczych. Podróżujemy wraz z nim, często cofając się do wspomnień, zapachów i smaków przeszłości. Dla mnie książki Jan Karon to najlepszy lek na depresję. Cała seria leży na półce i co jakiś czas odkrywam je na nowo. Zawsze czytam jednym tchem i zawsze jest mi smutno jak zamykam książkę. Chciałabym zamieszkać między kartkami. Mam wrażenie, że bohaterowie są moimi bliskimi przyjaciółmi.
Jeśli jeszcze nie posiadacie w swojej biblioteczce Jan Karon polecam z całego serca.

wtorek, 21 lutego 2012

wróżka zębuszka

Dziś mój syn przyszedł z przedszkola i oświadczył: "mamo podczas obiadu wypadł mi ząb", Czyli pierwszy mleczak został zastąpiony nowym ząbkiem, którego już widać zresztą. Prawie się popłakałam. Dziecko mi dorasta.
No i czeka nas nocna wizyta wróżki zębuszki.
Jestem dumna. Tak niewiele matkom trzeba do szczęścia.

czwartek, 16 lutego 2012

nic nowego

U mnie nic nowego, buszuję w necie, przygotowuję listę tego co bardzo chciałabym kupić (książki), zapoznaję się z łyżwami i rolkami (w ramach rozruszania Lu),wysyłam CV, porządkuję notatki z bibliotekoznawstwa, czytam, oglądam, odśnieżam, martwię się.
Dla miłośników książek film, polecam.

piątek, 10 lutego 2012

piątek

„Mamo nie pójdę dziś do przedszkola, nie mogę zarazić dzieci jajkową wysypką. Mam jajkową wysypkę, bo jem za dużo jajek”. Fakt- jajek je za dużo, wysypki nie stwierdziłam jednak.
Postanowiłam jednak wykorzystać fakt i odrobaczyć Młodego. Lek stał od poniedziałku w apteczce, ale po przeczytaniu ulotki miałam obawy w kwestii odrobaczania i posłania do przedszkola.
Chwilowo nie widzę jednak, aby coś z ulotki miało stać się udziałem Młodego.
Poszliśmy na sanki na okoliczną osiedlową górkę, w końcu kiedyś trzeba dziecia przewietrzyć nieświeżym powietrzem, bo innego w Krakowie nie ma i nie będzie.
Zmarzliśmy a ja wreszcie się obudziłam. Ostatnie noce totalnie zarywam oglądając filmy. Zrobiłam sobie kolejny maraton i przeplatam filmy w języku telugu z tymi w hindi. I cieszę się jak dziecko ze słów, które rozumiem. I w głowie mi tyka szalone marzenie, żeby jeszcze nauczyć się telugu.
Odkąd odkryłam kino rodem z południowych Indii totalnie jestem nim zauroczona. Leczy wszelkie moje smutki i stany depresyjne. Z jednym skutkiem ubocznym- totalnym brakiem snu.

środa, 8 lutego 2012

Przeczytałam "Huśtawkę"

Właśnie skończyłam czytać książkę Agnieszki Sujaty „Huśtawka”. Trudno było się oderwać od lektury do czynności życiowo- domowych. „Huśtawka” to zapisy blogowe od 2002 do 2010 roku mamy dwójki dzieci. Najstarsza córka Agnieszki jest dzieckiem autystycznym. Blog był i jest dla Agnieszki swoistą kroniką zdarzeń, odczuć, lęków i radości. I bardzo chciałam podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że powstała papierowa wersja pamiętnika. I dziękuję Agnieszce, że dała mi możliwość poznania swojej drogi życiowej.
Cóż mogę napisać? Świetny język? A tak i owszem. Ale główną wartością tej książki będzie dla każdego coś innego. Dla mam innych dzieci autystycznych może być terapią, spojrzeniem z dystansem na siebie. Dla każdego z nas poznaniem choroby, problemów chorego i jego rodziny.
Dla mnie „Huśtawka” stała się motywem do spojrzenia na własne życie i kopem w d…, że można tak dużo zrobić, takim można być człowiekiem mimo. I nie ma zmiłuj, należy sobie podnieść poprzeczkę. Agnieszce poprzeczkę podniosło życie, ale ona się nie ugięła, ocenia wysokość i czasem wali głową, ale częściej udaje się jej skoczyć ponad. Polecam lekturę, warto.
Daję namiar na bloga Agnieszki, już zamknięty, ale można tam znaleźć namiary na sprawczynię dobrej lektury.

http://agnieszek.blog.pl/

wtorek, 7 lutego 2012

Zachwycam się na raty


bo nie mam czasu zasiąść przed laptopem na 3 godziny,ale to nawet dobrze, bo przyjemności należy sobie dawkować.Nadal telugu u mnie ma numer jeden.

piątek, 3 lutego 2012

na parę godzin przed urodzinami własnymi

Lucjan się martwi, że nie zamówiłam tortu, że nie przyjdą goście. No, bo jak nie przyjdą to nie dostanę prezentów a on się nie będzie miał z kim bawić. Dowiedziałam się też, że dostanę od Młodego w prezencie Finna  McMissile’a którego mam mu potem dać („bo nie mam jeszcze mamo”), dostanę też czekoladową szminkę, żebym mogła mu smarować pyszczek przed mrozem jak pani w przedszkolu i makijaż dostanę (zapewne, żeby nie straszyć). No a jak Młody zobaczył korale od cioci Sabiny zachwycił się bardzo i kazał mi natychmiast do niej zadzwonić i gorąco jej podziękować.
Próbowałam Lu wytłumaczyć, że na gości jest zbyt zimno, czasu nie ma, bo gonią nas terminy i to ostatnia sobota a potem niedziela przed wyjazdem taty, więc chcielibyśmy móc chwilkę ze sobą pobyć i porozmawiać. Zrozumiał, ale zachwycony nie był. Martwi się, że wszystkie ciocie- czytaj moje koleżanki się obrażą i mnie znielubią.
Pewno można mnie znielubić, bo ja od zawsze mam problem z utrzymywaniem kontaktów społecznych. Mimo tego, że umiem do każdego zagadać to jestem dzikim stworzeniem, które nie umie pielęgnować przyjaźni. Kocham moich przyjaciół, ale nie umiem im tego okazać. Okropne. I tu powinnam napisać, że spróbuję się zmienić….
Tymczasem powzięłam postanowienie urodzinowe, że postaram się …polubić siebie samą. Czyli nie będę się dołować, że mam tysiąc wad, ale powiem, że kocham samą siebie taką, jaką jestem. Trudne.
Dzisiaj też zauważyłam plakat „francuski dla seniorów” , ale okazuje się, że się jeszcze nie łapię. Dziwny jest ten świat (uwaga zamkną mi bloga za wykorzystywanie cudzej myśli intelektualnej, pomogę, więc cenzorom- dziwny jest ten świat to Niemen wymyślił, a świat udziwniliśmy chyba zbiorowo, znaczy się, ludzkość), mając 41 lat jest się za starym i za młodym jednocześnie. I tak naprawdę nigdy się nie jest w sam raz. A ja teraz właśnie czuję się w sam raz. Są, co prawda marzenia, które już należy włożyć między karty tych niezrealizowanych, przeterminowanych, ale nowe marzenia chętnie zajmą ich miejsce.
Z okazji moich 41 urodzin chciałam podziękować:
Moim rodzicom za wszystkie lata wsparcia, męczenie się z moimi humorami i trudnym charakterem
Misi za to, że była (i proszę daj znak, że jesteś) i za to, że mnie wiele nauczyła
Lucjanowi za słodycz, gniew i ciągłe próby wychowania mnie
Mężowi za kochanie mnie bezgraniczne i ślepe i za całokształt
Moim przyjaciołom za to, że są i są wspaniali
Wszystkim, którzy mnie wspierali, ganili, pokazywali drogę….
I życzę każdemu, aby chociaż raz w życiu poczuł takie szczęście, że chce się tupać i krzyczeć i piszczeć z radości. Ja tak miewam. Ostatnio zapomniałam tylko, że to mamy wewnątrz, się nie kupuje, nie dostaje, to się ma, czasem tylko jest tak bardzo blisko, że trudno zauważyć……

czwartek, 2 lutego 2012

Przeczytałam, dzielę się....

Skończyłam książkę Pauliny Wilk „Lalki w ogniu”. I nadal mam problem, sama nie wiem, co myśleć.
Paulina Wilk ma łatwość pisania, bawi się językiem. Czyta się jej książkę szybko i dobrze.
Nie zgadzam się, że to reportaż, esej owszem tak. Brakuje mi obecności autora w książce. We wstępie jest napisane, że Indie są tak ogromne, różnorodne, jest przytoczona przypowieść indyjska o ślepcach, którzy opisywali słonia. Każdy z nich dotknął innej części słonia i opisał część prawdy o nim, całej nie poznał nikt. O Indiach tez całej prawdy napisać się nie da. Zresztą zawsze widzimy świat przez swój własny pryzmat, własne doświadczenia, wiedzę, serce, przez własne niedoskonałości i kompleksy też. I tak też Indie widzi autorka książki. Ale przez formę opowieść można wnioskować, że jest to opis obiektywny. Często w recenzjach spotkałam opinię, że nie ma w książce pani Wilk megalomanii, bo nie ma określeń: ja widziałam, ja czułam. Nie zgadzam się z tym. Owszem nie ma opinii autorki, wprost, ale odczuwam ją bardzo czytając. Czymże innym są, bowiem teksty w stylu:” kulisy ślubów są mroczne, pełne hipokryzji i wyrachowania, za to ceremonie zawsze wystawne i huczne. Byle przyćmić niewygodną rzeczywistość”, ” wyobrażenie męskości- infantylne i w złym guście- widzowie skrupulatnie odtwarzają własnym sumptem”. Moim zdaniem jasno wyrażają opinię autora, powielają slogany znane nam z mediów i komentarzy na onecie. Zdanie białego człowieka, przekonanego o własnej wyższości nad innymi.
No i właśnie, z jednej strony książka mi się podobała a z drugiej zastanawiam się na ile umocni stereotypy, które mocno zakorzenione są w naszym odbiorze Indii. I mam problem.

A jeszcze jedna dygresja o męskości w złym guście. Południe Indii to wąsaci faceci, północ wydepilowane klaty. I w zależności od tego, co kto lubi jedno będzie dla nas ok. a drugie w złym guście. Coraz częściej, bowiem pojęcie złego gustu jest równoznaczne z tym, co się komuś nie podoba.  Szkoda. Różne jest pojęcie piękna i to i jest piękne w tym świecie.